[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jest zaj~ty. - Chichocz
go wym~czylam.
- Wi~c jest w swojej sypialni?
- Nie w sypialni. - Otworzyla drzwi na osciez i wskazala kanap~. -
Jest tam. -
Dillon Carson lezal na podlodze, biodrami opieraj
kanapy. Nogi mial rozchylone, jedn
wsun
- Jak dlugo pani z nimjest? - spytal Jacob.
- Nie wiem. Z par~ godzin - odpowiedziala. - Spotkalismy si~
w Jazzy's Joint, wypilismy kilka drink6w i przyjechalismy tutaj.
Kiedy Jacob rozmawial z kobiet
i przyjrzal si~ Carsonowi. Wyciqgn
Kiedy j
- Jest nieprzytomny - stwierdzil Dallas.
- Przepraszamy, ze pani
si~, uchylaj
Dallas skin
odezwal si~ ani slow em, dop6ki nie znaleili si~ przy ci~zar6wce. Dallas
przystan
- Nic nie mamy - stwierdzil Dallas.
- Jeszcze jeden ruch i b~dzie po wszystkim. - Jacob zmarszczyl
brwi. - Pierpont mieszka niedaleko, nad sklepem z antykami.
- No to jedimy. - Dallas wskoczyl do srodka, gdy tylko Jacob
otworzyl auto. - Ty prowadi, a ja zadzwoni~ do komendanta Watsona
i sprawdz~, co zdzialala grupa zadaniowa. Moze ktos wpadl na jakis
trop, w koncu dziesi~ciu facet6w szuka Esther w calym miescie.
Po kilku minutach Jacob zaparkowal przed sklepem z antykami. Nie
wyl
z komendantem Watsonem. Cholera, Jacob mial racj~, ze ten facet to
idiota. Zamiast zostae w komisariacie i kierowae poszukiwaniami,
siedzial sobie w domu i ogl
- Nic nie slyszalem - powiedzial Watson. - Wi~c przypuszczam,
ze nikt nie wpadl na to, gdzie moze bye ta Stowe. A ty i Jacob na cos
natrafiliscie?
- Na razie nie. Przepraszam, ze przeszkodzilismy w ogl
meczu. - Dallas si~ rozl
- Meczu? - Jacob uni6s1 brwi. - Niech zgadn~. Siedzi w domu
i ogl
- Tresowany orangutan bylby lepszym komendantem policji.
- Myslales kiedys 0 tym, zeby zmienie prac~, przeprowadzie si~
do malego miasteczka i ustatkowae si~ u boku dobrej kobiety? ~ spytal
Jacob, wyl
- Odk
przyznal Dallas. - Wydaje mi si~, ze ona nie b~dzie chciala wyjechae
z Cherokee.
- Nie. Nigdy nie uda ci si~ zabrae jej z tych wzg6rz.
- A myslisz, ze stanowisko komendanta policji moze bye wkr6tce
wolne? - Dallas otworzyl drzwi samochodu.
Wysiedli. Jacob zamkn
- Chyba nawet Wie1ki Jim Upton nie b~dzie w stanie pom6c mu
utrzymae posady po takim zaniedbaniu obowi
w sprawie morderstwa. Moim zdaniem stanowisko komendanta policji
b~dzie niedlugo wolne.
Kolejny raz Jacob poszedl przodem, a Dallas za nim. Do mieszkania
na pi~trze prowadzily dlugie, w
wejsciowymi mi~dzy sklepem z antykami a s
prawnicz
mieszkania, bo w w
- Nie widz~ nigdzie dzwonka, ale tu jest tak cholernie ciemno, ze
ledwie widz~ wlasn
Cisza.
Zapukal kolejny raz. Glosniej i dluzej.
Zadnej odpowiedzi.
Byc moze to Pierpont. Moze w tej chwili w jego sypialni lezy
zwi'l:Zanai zakneblowana Esther Stowe. A moze juz zd~zyl j~przewiezc
do miejsca z oltarzem.
Jacob sprobowal po raz trzeci. Nic. Az nagle, kiedy wlasnie schodzi-
Ii na dol, uslyszeli odglos krokow. Drzwi otworzyly si~ skrzypi~c
i zaswiecilo si~ gome swiatlo.
- Kto tam? - wymamrotal Royce Pierpont. Jego oczy byly
opuchni~te.
- Royce, tu szeryf Butler.
- Jacob, co si~ stalo? Cos z Genny?
Dallas stal nieruchomo, a Jacob wszedl jeszcze raz na gor~, gdzie
w progu czekal Pierpont.
- Genny nic nie jest. Ale zagin~a Esther Stowe, a Genny jest pewna,
ze Esther jest nast~pn~ ofiar~.
- To po co do mnie przyjechaliscie? - Pierpont westchn~l i sci~~l
poly jedwabnego szlafroka. - Moj Boze, ci~le podejrzewasz, ze to ja
jestem zab6jc~.
- Po prostu rozgl~damy si~ po miescie - odpowiedzial Jacob. -
Musimy zrobic wszystko, zeby znaleic Esther.
- Tak, tak, oczywiscie. - Pierpont skin~l glow~. Rozumiem. Jezeli
to pomoze, wejdzcie do srodka i przeszukajcie moje mieszkanie. Mog~
zapewnic, ze nie ma tu Esther Stowe.
Jacob zawahal si~ przez chwil~. Dallas odkaszln~l.
- WejdZ i sprawdz. Ja tu poczekam.
- Alez prosz~, zapraszam. - Pierpont skinql: r~k~. - Przepraszam,
ze tak dlugo nie otwieralem. Niezbyt dobrze sypiam, odk~d postrzelono
Genny. Taki bylem zm~czony, ze w koncu si~ zlamalem i godzin~ temu
wzi~lem tabletk~ nasenn~.
- Dobrze. - Jacob wszedl do mieszkania.
Dallas czekal. Slyszal nieustaj~ce paplanie Pierponta, ktory
oprowadzal Jacoba po pokojach. Po trzech minutach Jacob wrocil,
pozegnal si~ i dal znac Dallasowi, ze mog~juz wyjsc. Pierpont uprzejmie
zostawil im zapalone swiatlo.
- No i dok~d terazjedziemy? - spytal Jacob.
- Dol~czymy do grupy zadaniowej i b~dziemy si~ modlic, zeby
do switu znalezc Esther. - Dallas przystan~l na chodniku przed
sklepem z antykami. - Obstaw Pierponta, Carsona i Uptona do
rana. Musimy wiedziec, czy ktorys z nich nie wybierze si~ na nocn~
przejazdzk~.
Butler i Sloan podejrzewaj~ go, ale nie jest jedynym podejrzanym.
Maj~ na liscie innych. S~ bystrzy, ale on jest bystrzejszy. W koncu
przechytrzy wszystkich. Od ich wizyty min~lo kilka godzin i nie mial
w~tpliwosci, co musi zrobic. Nigdy nie zabijal ofiary w poblizu swojego
miejsca zamieszkania, ale w tyro przypadku nie mial wielkiego pola
manewru. Esther byla w piwnicy- zwi~zana, zakneblowana, odurzona
lekami czekala na jego powrot. Nie odwazy si~jej przewiezc. Jezeli Butler
jest tak m~dry, za jakiego go uwazal, na pewno wyznaczylludzi, zeby
sledzili trzech glownych podejrzanych. A w takim razie nie ma wyjscia
i ofiar~ z Esther musi zloZyc w piwnicy. Sloneczne swiatlo wpada do
srodka przez dwa male, wysokie okna w miejscu, gdzie postawil oltarz.
Moze dopiero za kilka tygodni albo miesi~cy ktos znajdzie cialo Esther.
Ale wtedy to b~dzie juz bez znaczenia. Wtedy b~dzie niepokonany,
b~dzie mial moc, 0 jakiej nie snil w najsmielszych snach. Kiedy wytnie
serce Genevieve Madoc i je zje, jej moc b~dzie nalezec do niego, Nie
b~dzie mial sobie rownych na ziemi. Jedynie boskie duchy b~d~ mogly
si~ z nim rownac.
B~dziesz ze mnie dumna, mamo. Twoj niedobry, maly chlopczyk
b~dzie mial najwi~ksz~ moc ze wszystkich ziemskich stworzen. Szkoda,
ze nie dozylas tego wielkiego dnia.
Genny krzykn~la. Jazzy poderwala si~ z fotela, na ktorym spala,
i podbiegla do niej. Lezala z zamkni~tymi oczami, sztywna jakby
polkn~la kij. Caly czas krzyczala. Niemal natychmiast do pokoju
wbiegla pulchna blondynka, piel~gniarka, i zacz~la budzic Genny, jednak
bez skutku. Krzyki obudzily wszystkich na pi~trze. Mimo protestow
Jazzy, piel~gniarka zrobila Genny zastrzyk.
- Na uspokojenie - wyjasnila.
- Ona nie potrzebuje niczego na uspokojenie, do cholery! - wsciekla
si~ Jazzy. - Musi si~ wybudzi6.
Krzyki trwaly przez kilka minut, a potem Genny zacz~la plakac
i j~czec. Rzucala si~ na lozku, jakby walczyla z demonem.
- Nigdy nie widzialam czegos podobnego - skwitowala mloda
piel~gniarka.
- Aja tak - wymruczala Jazzy.
~ Zadzwoni~ do doktor Rawlins.
- Nie b~dzie umiala jej pomoc.
Jazzy usiadla na lozku, chwycila Genny za ratrtiona i trzymala j~
kiedy ta walczyla.
Rozdziat 27
do Genny. Przeciez to zadne klamstwo. Naprawd~ do niej przyszedl.
Zeby j~ zobaczye, podae jej lek i j~ uprowadzie.
Wszedl do windy, zorientowal si~, ze jest sam i usmiechn~l si~,
wciskaj~c guzik. Na razie wszystko szlo zgodnie z planem. Jezeli
los si~ do niego usmiechnie, plan si~ powiedzie. Kiedy znalazl si~ na
g6rze, poszedl prosto do magazynu, kt6ry odkryl, kiedy badal pi~tro,
na kt6rym lezala Genny. Zamkn~l za sob~ drzwi i zapalil swiatlo. Zdj~l [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •