[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Znalazłeś? - zapytała.
- Co?
- Sodę.
Podniósł rękę i pokazał jej pudełko.
- Na dole schowka na pościel jest wiaderko. W nim możesz przygotować
roztwór sody.
Rod ruszył do holu.
- To tam. - Wskazała mu drzwiczki między umywalką a toaletą.
Rod otworzył wskazane drzwi. Wyjął wiaderko, wstawił je do wanny i
odkręcił kurek z zimną wodą.
Ostrożnie odwrócił głowę i spojrzał na kimono, przylegające do ciała Pat
jak druga skóra. Westchnął. Wiadro było pełne. Wylał trochę wody i wsypał
garść sody.
Pat próbowała się podnieść.
- Nie ruszaj się - powiedział.
Był spocony i zdenerwowany. Oblizywał wargi. Ostrożnie odwracał głowę
i patrzył na nią tak, jakby z jej strony groziło mu jakieś niebezpieczeństwo.
Pat usiadła posłusznie i patrzyła, jak wiadro znowu się przepełnia.
Podniosła wzrok i zobaczyła, że Rod nie może oderwać wzroku od jej biustu.
Skrzyżowała nogi, by była widoczna  ranna" kostka.
Rod patrzył, jak woda wylewa się z wiadra, i zastanawiał się, co ma robić
dalej.
Odwrócił się, kiedy Pat nagle wstała. Dzieliło ich zaledwie kilka
centymetrów. Blokował jej drogę do wiaderka pełnego chłodnej wody.
Zapomniał o tym. Otworzył ramiona, a ona zbliżyła się do niego. Zamknął ją w
objęciach. Pocałował ją.
Był to pocałunek zupełnie inny od dotychczasowych, bo oboje wiedzieli od
razu, że tym razem nie skończy się na całowaniu.
Pocałunkowi towarzyszył plusk przelewającej się wody. Ich usta, z
początku wygłodniałe, były teraz delikatne i łagodne.
Jego dłonie przysuwały się po śliskiej tkaninie kimona. Zadrżał, kiedy
dotknął piersi Pat.
Nie broniła się przed tymi zuchwałymi poszukiwaniami. Poruszyła się, by
mu je ułatwić.
Jęknął, kiedy wsunęłamu dłoń pod pasek od spodni.
- Ty szalona, cudowna kobieto - szepnął i całował ją dalej.
A potem delikatnie przerzucił ją sobie przez ramię.
- Nie ruszaj się. Pełno tu drzwi i framug. Nie chcę, żebyś znowu zrobiła
sobie krzywdę.
- Woda...
- Jak możesz teraz myśleć o czymś tak prozaicznym?
Pat parsknęła śmiechem.
Nie wypuszczając jej z objęć, Rod nachylił się i zakręcił kurek. Wiadro
pozostało w wannie. Ostrożnie wyszedł z łazienki.
- Którędy?
- W lewo.
- Marzyłem, żeby zobaczyć twoją sypialnię. Przygryzła język, by już nic
nie mówić. Nie chciała zepsuć tego pierwszego razu. Zsunęła dłonie wzdłuż
jego pleców i jeszcze niżej.
- A co ty robisz?
- Ty robisz mi to samo.
- Jesteś cudowna.
- Ty też.
- Pragnę cię.
- I ja cię pragnę.
- Muszę na chwilę cię zostawić i pójść do domu.
- Po prezerwatywy?
- Tak.
- Ja je mam. Rod zdrętwiał.
- Po co ci one?
- Kupiłam je dla nas. Miałam nadzieję...
- Naprawdę? Po prostu poszłaś i kupiłaś?
- Tak.
- O, Boże, Pat, czemu nie powiedziałaś, że mnie pragniesz? Przeżywałem
katusze, bojąc się obrazić cię moim pożądaniem.
- Chyba nie umiałam tego okazać.
Szarpiąc gwałtownie ubranie, Rod zaczął się rozbierać. Pat sięgnęła do
paska kimona.
- Nie!
Spojrzała na niego oczami wielkimi jak spodki.
- Ja chcę cię rozebrać. Uśmiechnęła się.
- Popatrz na siebie! Dlaczego przedtem tak się nie zachowywałaś?
%7łałowałem, że nie masz choć trochę temperamentu Cindy. A ty go masz!
- Kiedy podziwiałeś temperament Cindy?
- Wówczas, gdy wróciłem z odwiedzin w domu.
- A powiesz mi, czemu tak szybko wyszedłeś z domu tamtego wieczoru,
kiedy była tam Cindy?
- Jesteś za młoda, żeby ci to wytłumaczyć. - Był już nagi. Patrzył, jak Pat
mu się przygląda, i pozwalał jej na to. Stał nieruchomo. - Przerażam cię?
- Podniecasz mnie.
- Czy to znaczy, że znalazłem tę jedyną kobietę na świecie, która mnie
zechce?
- Tak. Jesteś cudowny.
- O, Pat. Chodz, rozwiążmy ten pasek.
Szło mu to nie najlepiej, ale Pat mu nie pomagała. W końcu jego drżące
palce jakoś sobie poradziły z tym zadaniem. Wolno rozchylił delikatny jak
pajęczyna jedwab.
- O, Pat, jesteś naprawdę piękna. - Oddychał ciężko i patrzył na nią z
zachwytem. Zsunął kimono z jej ramion i pozwolił, by opadło na podłogę.
Przyciągnął ją do siebie i całował tak, jak mężczyzni całują kobiety w
podobnych sytuacjach.
W głowie jej się kręciło, wargi drętwiały, a dłonie pieściły ramiona Roda.
Uniósł ją i położył na łóżku. Nawet tego nie zauważył, że gniecie się kapa,
a Pat nie protestowała.
Położył się na niej i całował tak, jak sobie wymarzył. A ona odpowiadała
na jego pieszczoty.
Jej piersi były pełne i nabrzmiałe, a ciało miękkie i delikatne.
Nigdy jeszcze nie całował kobiety w taki... intymny sposób.
Nie leżała tak po prostu, czekając, by się z nią kochał. Stawała się jego
częścią. Zapraszała go i zachęcała, i było to szalenie podniecające.
- O, Pat, tak bardzo cię pragnę.
- Ja też pragnę ciebie.
- Chyba już jesteś gotowa.
- Zaraz eksploduję.
- Zaczekaj na mnie.
- Spróbuję.
Zsunął się w dół i potarł swą lekko zarośniętą twarzą jej piersi. Potem
wziął do ust sutkę i począł ją ssać. Pat wiła się i jęczała, tracąc oddech.
Wypuścił z ust sutkę i skupił się na drugiej, palcami pieszcząc tę
porzuconą.
Pat ujęła dłonią jego nabrzmiałą, twardą męskość.
- Zaraz zwariuję - wyszeptał.
- Wiem, co ci może pomóc.
- Co?
Ale kiedy ułożyła go płasko na plecach i milimetr po milimetrze
poznawała jego ciało, jęknął.
- Już dłużej nie wytrzymam.
Pat wstała i wyjęła z szafki prezerwatywy. Już tak dawno ich nie używał,
że udało mu się dopiero za trzecim razem i to z pomocą Pat.
- Już tak dawno tego nie robiłem - powiedział.
- Cieszę się.
- Ilu miałaś mężczyzn?
- Pragnę tylko jednego.
- Kogo?
- Ciebie. - Jej szept był ledwo słyszalny.
- To dlaczego, do cholery, tego nie powiedziałaś?
- Nie chciałam, żebyś myślał, że się narzucam.
- Ja ci pokażę, co to znaczy się narzucać!
Zmiała się, kiedy ją brał. A potem jęknęła. Wzdychała tuląc się do Roda,
którego ciałem wstrząsały dreszcze. Jego męskość była taka twarda, iż bał się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •