[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schwytać stepowego świstaka, lecz - dzięki Bogu - te zwierzęta
poruszały się bardzo szybko.
Potem przez jakiś czas towarzyszyła Charliemu, który
przeprowadzał wywiady ze sprzedawcami i kupującymi. Widać
powa\nie myślał o pracy doktorskiej na temat pchlego targu.
I choć mogło się zdawać, \e Sara spędzi spokojny dzień, dający
wytchnienie, to jednak miała jakieś złe przeczucia. Coś się zdarzy.
Coś okropnego.
Po południu uznała, \e powinna stawić czoło siostrze. Lepiej tu,
ni\ kłócić się w domu i to przy obcych.
W drewnianym budynku magazynu tłum się znacznie przerzedził
i przy ladach sprzedawców nie było ju\ du\ego ruchu. Stoisko Jenny,
nieco oddalone od pozostałych, rzucało się w oczy między innymi
dzięki lampie od Tiffany'ego ustawionej na widocznym miejscu.
- Cześć Jenny, jak tam obrót?
- Podaję ci do wiadomości, \e zysk wyniósł dziewięćdziesiąt
cztery dolary. Tylko w ciągu dzisiejszego dnia. I jeszcze zostało mi
mnóstwo towarów na jutro.
- Ogromnie się cieszę, Jenny. Miałaś rację.
- Na pewno. A wiesz, jaka jest największa zaleta tej profesji?
Mo\na ją wykonywać w ka\dym miejscu w kraju, a nawet na całym
świecie. Bez względu na to, gdzie Richard pojedzie prowadzić
badania, ja mogę handlować na pchlich targach.
- Mówisz tak, jakbyś zdobyła zawód.
- Bo tak jest
- Jen, przepraszam za poranną kłótnię. Przykro mi.
- A mnie nie. Uświadomiłam sobie swoją pozycję w domu. Ktoś
zbli\ał się do stoiska Jenny.
- Wezmę dzieci i zaprowadzę jeszcze raz na plac zabaw.
- Zwietnie.
Idąc po jakimś czasie po dzieci, Sara zauwa\yła, \e tempo handlu
wyraznie ju\ osłabło. Było gorąco i nawet najbardziej chciwi łowcy
okazji korzystnego kupna ju\ zrezygnowali z polowania, a sprzątacze
zaczęli zamiatać podłogę, wzbijając chmury suchego pyłu.
Chłopcy byli na boisku - obaj zmęczeni i zgrzani.
- Chyba przydałyby się wam lody - zasugerowała Sara.
- Zgadłaś - odparł mały Jamie.
Chłopcy dostali lody i cała trójka ruszyła w kierunku stoiska
Jenny. Sara zatrzymała się przed wystawą ze stylowymi, starymi
strojami. Chciała zorientować się w cenach. Rzeczy były ładne, choć
w gorszym stanie ni\ te z szafy Clary. Sara zdjęła z wieszaka białą,
koronkową bluzkę.
- W sam raz do biurowego kostiumu - zachwalała właścicielka
stoiska. - Pani rozmiar.
Właśnie u boku Sary pojawił się Mick.
- Wezmiemy ją.
- Ooo? My?
- Daję ci ją w prezencie.
Sara wcale nie była mile zaskoczona. Raczej ogarnęły ją
wątpliwości. Skąd taki pomysł? Czy to ma być część wyprawy
ślubnej? A mo\e wyraz wdzięczności? Nie lubiła zgadywanek.
Zwłaszcza \e wszystko między nimi było jeszcze takie niepewne.
- Dziękuję - usłyszała swój głos - ale nie chcę upominków. Jej
słowa zagłuszył głośny ryk silnika motocyklowego, a potem strzelanie
gaznika.
- Co oni wyprawiają? - spytała, patrząc w kierunku jednego ze
stoisk.
- Zachowują się za głośno - odparł Mick. - Przepraszam cię na
chwilę. - Ruszył w kierunku, skąd dochodził hałas, a Sara podą\yła za
nim. Dał się słyszeć odgłos pracy drugiego silnika.
Mick stanął przed stoiskiem, nad którym napis głosił: Motocykle.
Sprzeda\ i naprawa.
- Hej! - krzyknął. - Ju\ wam, chłopcy, mówiłem, nigdy nie
zabierajcie się do naprawy tych zepsutych motorów tu, w środku.
Podszedł do niego blondyn z opaską na czole.
- Jak tam leci? Ciągle masz starego harleya?
- Tak - odrzekł Mick. - Lubię motocykle. Ale wy musicie te tutaj
wyprowadzić na zewnątrz. Nie mo\ecie ich naprawiać w budynku.
- Nie robimy \adnych reperacji, człowieku. One są na sprzeda\.
- Tu jest wyciek benzyny. - Mick wskazał plamę na cementowej
podłodze. - Wynoście się z nimi do diabła.
Hałas przyspieszonych obrotów silników był ogłuszający. Sara
zakryła uszy dłońmi. Mick kciukiem pokazywał sprzedawcom drogę
do bocznego wyjścia. Jeden z nich wzruszył ramionami. Mick
podszedł do pierwszej maszyny i wyłączył silnik. Kiedy zbli\ał się do
drugiego motocykla, silnik trzeciego właśnie zapalił. Strzelił gaznik.
Zobaczyli błysk. I iskrę.
Sara patrzyła z przera\eniem, jak jasny ogień ogarnia rozlaną na
podłodze plamę benzyny. Nagle płomienie zaczęły tańczyć dziko
wokół motocykli. Maszyny teraz były ciche, za to rozległy się okrzyki
mę\czyzn, którzy rzucili się do ucieczki przed ogniem.
Sara zobaczyła Micka biegnącego z ręczną gaśnicą. Ale było ju\
za pózno. Płomienie objęły popsute motory. Nastąpiła eksplozja.
Poczuła, \e wydobywająca się z płomieni czarna sadza przypaliła
jej nos i szyję. Zasłoniła rękoma oczy. Lecz mimo to widziała
jaskrawopomarańczowy ogień i iskry, zapalające wszystko, czego
dotknęły. Płonęło ju\ pobliskie stoisko ze starymi meblami.
Dochodziły ją krzyki, a dym zatykał nos.
Na tle rozprzestrzeniającego się ognia zobaczyła sylwetkę Micka
z gaśnicą, ale płomienie przenosiły się ju\ z jednego stoiska na drugie.
W kierunku suchych, drewnianych ścian magazynu. A gaśnica była
ju\ pusta.
Mick odrzucił pojemnik i pobiegł gdzieś.
- Mick! - zawołała Sara.
Bała się o niego. Wiedziała, \e jest odwa\ny i nie cofnie się przed
niebezpieczeństwem. Wyciągnęła ręce w kierunku czarnego od dymu
powietrza. Lecz Mick zniknął. Chciała biec i zawrócić go, ale fala
gorąca ją odrzuciła.
- Mick! - zawołała raz jeszcze.
Nagle usłyszała jęk, prawie skomlenie. Zasłaniając oczy spojrzała
w kierunku gorejącej przestrzeni, na której stało stoisko z
motocyklami. Ich zwęglone kadłuby nadal się paliły. Ponownie
usłyszała zawodzący krzyk. Coś się poruszyło pomiędzy maszynami.
Blondyn z opaską na czole wił się na betonowej podłodze i usiłował
wypełznąć na zewnątrz. Był umazany czarną, tłustą sadzą, a jego lewa
noga była nienaturalnie wykręcona. Walcząc z \arem Sara podbiegła
do niego i chwyciła go za ramiona. Wytę\ała wszystkie swe siły, \eby
go odciągnąć w bezpieczne miejsce.
- Pomocy! - zawołała. Ludzie biegali wokół nich w ró\nych
kierunkach. - Niech mi ktoś pomo\e!
Nie opodal następny motocykl stanął właśnie w płomieniach. Nie
było \adnej nadziei na opanowanie ognia, który ju\ przeniósł się na
stoiska po drugiej stronie przejścia. Wiedziała, \e wkrótce ją otoczy.
Ale nie mogła zostawić rannego. Sam się stąd nie wydostanie. A gdzie
byli inni? Ten drugi mę\czyzna sprzedający motocykle? Ilu ich tutaj
było? Czterech?
Nagle ich zobaczyła. Cztery osmalone postacie. Jednemu z
mę\czyzn krwawiło ramię. Zbli\ali się do Sary chwiejnym krokiem.
- Zajmijcie się swoim kolegą - poleciła rozkazującym tonem.
Przepychając się przez tłum, Sara usiłowała dotrzeć do stoiska
Jenny. Jej siostra odznaczała się przytomnością umysłu, lecz Sara
obawiała się, \e Jenny mo\e przedło\yć ratowanie towarów ponad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]