[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tarze, podziwiając wszystkie szczegóły jej stroju od czarnej sukienki, krótszej z
przodu, a z tyłu tworzącej dłuższy, falujący tren, po czarne szpilki na niebotycznie
wysokim obcasie. W każdej innej sytuacji jego gorące spojrzenie sprawiłoby jej
czystą przyjemność, ale nie w obecności tych wszystkich osób przekonanych, że
sprzedała się, żeby zdobyć tę pracę.
- Przepraszam na chwilę, Patricio - powiedziała, zmuszając się do ruszenia w
jego stronę. - Poprosiłam barmana, żeby już serwował drinki i przekąski, ale opóz-
nienie mamy nieznaczne - poinformowała Randa, stając w bezpiecznej odległości. -
Masz jeszcze czas, żeby się ze wszystkimi przywitać, daj mi tylko znak, kiedy na-
dejdzie pora przejścia do stołu.
Przyjrzał jej się uważnie.
- Co się stało?
Zmusiła się, żeby przybrać obojętny wyraz twarzy.
- Wszyscy tu czekają, czy kogoś zwolnisz. Przyniosę ci drinka.
Złapał ją pod łokieć.
- Taro.
Spróbowała się uwolnić, ale trzymał ją mocno. Czuła na plecach spojrzenia
wszystkich zebranych.
- Nie dotykaj mnie, proszę. Nie tutaj.
S
R
Zmarszczył brwi i zamienił się z nią miejscami, stając tyłem do gości i zasła-
niając ją przed ich wzrokiem.
- Pytam jeszcze raz, o co chodzi.
Zawahała się, ale musiała mu powiedzieć, bo miało to związek z jego wiary-
godnością jako dyrektora generalnego.
- Wszyscy wiedzą, że razem mieszkamy, i myślą, że przespałam się z tobą,
żebyś mnie zatrudnił.
Zacisnął usta w wąską linię.
- Wiedziałaś chyba, że mieszkanie pod jednym adresem przysporzy nam kło-
potów.
- Tak... to znaczy nie. Nie przemyślałam tego wtedy. I nie spodziewałam się...
wrogości.
- Chcesz, żebym się wyprowadził? - Zajrzał jej głęboko w oczy.
Jeśli chciała o niego zawalczyć, to taka szansa już nigdy się nie powtórzy.
Będzie musiała poradzić sobie z plotkami. Uniosła dumnie podbródek i wyprosto-
wała się.
- Nie.
- W takim razie wez się w garść i nie zwracaj na nich uwagi. - Poczekał, do-
póki nie skinęła głową, i dopiero wtedy odwrócił się z powrotem do reszty pracow-
ników.
- Dziękuję wam za przybycie. Wiem, że macie dużo pytań i postaram się na
nie dziś wieczorem odpowiedzieć, ale najpierw chcę podziękować Tarze, która
zgodziła się poświęcić firmie rok swojego życia. Przekupiłem ją, żeby na ten czas
do nas wróciła, ponieważ mój ojciec zawsze powtarzał, że była najlepszą asystent-
ką, jaką kiedykolwiek miał. Przekonałem się jednak, że nawet on jej nie doceniał.
W ciągu ostatnich czterech dni Tara udowodniła, że jest dla firmy cennym nabyt-
kiem i że mogę całkowicie polegać na jej zdaniu.
W ten sposób przekazał zebranym, żeby się liczyli z konsekwencjami, jeśli
S
R
nie będą jej szanować. Po tym, jakim taktem i delikatnością wykazał się ostatniego
wieczoru, ten kolejny przejaw wsparcia sprawił, że łzy zakręciły się Tarze w
oczach. Tak długo sama musiała być ostoją dla matki, a teraz w końcu ktoś jej bro-
nił.
- Większość z was znam. Niecierpliwię się, żeby poznać resztę i porozmawiać
o waszych pomysłach na zwiększenie sprzedaży w każdej z podlegających wam
linii rejsowych. Mamy trochę problemów do rozwiązania i poświęcimy na nie naj-
bliższy rok, ale ogólnie rzecz biorąc, firma jest na właściwym kursie. Cenię i zaw-
sze będę cenił wasz wkład. Wyznaję politykę otwartych drzwi, więc w każdej chwi-
li możecie przyjść porozmawiać, a jeśli będę zajęty, możecie powierzyć swoje
sprawy Tarze. Możecie być pewni, że wszystko mi przekaże, bo pracujemy jako
zespół.
Tara zobaczyła, jak Patricia Pottsmith sztywnieje, słysząc te słowa.
Uśmiechnęła się do Randa. Nawet nie wiedział, jak mocno pragnęła, aby była
to prawda, i jak ciężko planowała na to zapracować. A każdy życzliwy gest, jaki
wykonał pod jej adresem, tylko utwierdzał ją w powziętym postanowieniu.
Póznym wieczorem, w domu, Tara zapukała do drzwi sypialni Randa.
Sekundy mijały, a on nie odpowiadał. Wiedziała, że tam jest, bo zmywając u
siebie makijaż, słyszała, jak przyszedł na górę. Czyżby jej unikał? Przyjęcie prze-
biegło bardzo sprawnie. Na początku wszyscy byli spięci, ale Rand świetnie sobie z
tym poradził i chciała mu to powiedzieć.
Zapukała głośniej i już miała wracać do pokoju, kiedy drzwi się w końcu
otworzyły. Rand stał w progu owinięty jedynie ręcznikiem wokół bioder, a z jego
włosów, szerokich, nagich ramion i ciemnych kędziorów na piersi spływała woda.
Chyba był zirytowany, ale nie uciszyło to pragnienia, które natychmiast w niej
obudził widok jego ciała. Nawet różowy, damski ręcznik nie odbierał mu pełni mę-
skiej urody. Na szyi za jego uchem bieliła się smuga piany.
S
R
Owinęła się ciaśniej szlafrokiem, zaciskając palce na tkaninie i walcząc z od-
ruchem wytarcia mydlanych bąbelków.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że byłeś pod prysznicem...
- Czego chcesz, Taro? Seksu na żądanie?
Podskoczyła.
- Nie, chciałam ci tylko podziękować za wstawienie się za mną dziś wieczo-
rem. I powiedzieć, że opanowałeś całą sytuację jeszcze lepiej, niżby to zrobił Eve-
rett.
Zacisnął zęby i zmrużył podejrzliwie oczy.
- Dzięki. To dobranoc.
Obrócił się na bosej pięcie i ruszył z powrotem do łazienki, ale drzwi za sobą
nie zamknął.
Nie pozwól mu tym razem tak odejść.
Poszła więc za nim, podziwiając jego kształtną sylwetkę i patrząc, jak drugim
ręcznikiem osusza włosy, ramiona i tors. Mięśnie napinające się pod jego skórą na
przedramionach i plecach rozpaliły w niej kolejne iskierki pożądania.
- Chcę jeszcze tylko powiedzieć, że nie musiałeś dla mnie kłamać.
Nie odwracając się, uchwycił jej spojrzenie w lustrze.
- Nie kłamałem.
- Mam na myśli to, że Everett powiedział, że byłam jego najlepszą asystentką.
- Ale to szczera prawda. Ojciec uważał, że zawsze robiłaś to, co należało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]