[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brwi.
- On też jest z Teksasu - poinformowała go Delia.
- Wiemy o tym - mruknęła Barb.
- Przystojny facet - ciągnęła Delia z coraz większym en
tuzjazmem. - Jasne włosy, czarne oczy, dobra sylwetka i po
czucie humoru. Jednym słowem - mój typ!
126 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
Barb zaświeciły się oczy.
- Widzę, że robisz postępy - stwierdziła z uznaniem.
- Przestaniesz ją swatać? - uniósł się Barney. - To jesz
cze dziecko!
- Ja miałam osiemnaście lat, kiedy za ciebie wychodzi
łam - przypomniała mu Barb.
Barney uśmiechnął się.
- Jednym słowem, wykradłem cię z kołyski.
- Ty to potrafisz wszystko popsuć - ofuknęła go Barb.
- Ja chcę tylko, żeby moja... siostra była równie szczęśliwa
jak ja. Co w tym złego?
Nie po raz pierwszy Delia zauważyła, że Barb zawahała
się, nim powiedziała słowo siostra", jakby wymówienie go
sprawiało jej trudność. Oczywiście dzieliła je olbrzymia róż
nica wieku i Barb przez większą część życia musiała się nią
opiekować. Pewnie w związku z tym czuła się bardziej jak jej
matka niż siostra - czemu trudno się dziwić.
- Musiałam ci przeszkadzać w spotkaniach z chłopakami
- powiedziała Delia. - Mama mówiła mi, że zabrałaś mnie na
pierwszÄ… randkÄ™ z Barneyem.
- To był pomysł mamy - odparła Barb. - Mama uważała,
że przy tobie będziemy się przyzwoicie zachowywać.
- Nie ufała wam? - z niewinną miną zapytała Delia.
- Daj spokój! - Barb nagle zmieniła temat. - Szybko,
biegnijmy do windy, bo jak nam ucieknie, utkniemy tu na
dziesięć minut. - Puściła się biegiem, a za nią Barney i Delia.
W restauracji natknęli się na Dunagana. Siedział sam przy
stoliku i czekał na kelnera. W białych spodniach, wzorzystej
koszuli i stylowej marynarce wyglądał jak zamożny turysta.
Gdy mijali jego stolik, zauważył Delię i uśmiechnął się
promiennie.
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 127
- Wielkie umysły funkcjonują podobnie - zauważył. -
Może się pani do mnie przysiądzie? Potrzebuję eskorty. Je
stem pewny, że co najmniej dwie kobiety w tej restauracji
mają wobec mnie złe zamiary. - Ukradkiem rozejrzał się po
sali.
Delia uśmiechnęła się.
- Przepraszam, ale jestem z siostrÄ…...
- Z Barb, tak? Siadajcie, proszę - zachęcił Dunagan. -
O, cześć, Barney, jak ci idzie?
- Jak krew z nosa - odparł Barney. - A ty dalej tu tkwisz?
Dunagan wzruszył ramionami.
- Jeśli się chce do czegoś dojść, trzeba mieć cierpliwość
i niezle się narobić.
Barney i Dunagan wymienili zagadkowe spojrzenia. Było
w tym wszystkim coÅ› sztucznego.
- Czym się pan zajmuje, panie Dunagan? - zapytała De
lia, kiedy już usadowiła się przy stoliku.
- Zajmuję się handlem nieruchomościami - odparł
z uśmiechem Dunagan. Wyjął wizytówkę i wręczył ją Bar-
neyowi. - Teraz próbuję sprzedać trochę ziemi na Paradise
Island.
Barney uniósł brwi.
- To ciÄ…gle aktualne?
- Jak najbardziej - odparł Dunagan. - Mam już nawet
kogoÅ› na oku.
- No, no - mruknÄ…Å‚ Barney.
Pojawił się kelner z tacą i rozmowy umilkły.
Był to najdziwniejszy posiłek, w jakim Delii zdarzyło się
uczestniczyć. Podejrzany wydał jej się zwłaszcza swobodny
ton rozmowy Barneya z Dunaganem. Natomiast Barb zdawa
ła się nie zwracać na to uwagi.
128 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
Po kolacji Dunagan wyszedł z nimi do foyer i zapytał
Barneya, czy wie coÅ› na temat pomnika stojÄ…cego przed
hotelem, po czym obaj oddalili się, rozmawiając z ożywie
niem.
- Co się dzieje? - zwróciła się Delia do siostry.
- O co ci chodzi, kochanie? - zapytała Barb z miną nie
winiÄ…tka.
- Chodzi mi o rozmowÄ™ Barneya z panem Dunaganem.
Wyczułam w niej podteksty. Niewiele z tego zrozumiałam,
ale jestem prawie pewna, że oni się znają.
Barb roześmiała się.
- Podejrzliwa z ciebie osóbka.
- To rodzinna cecha - odcięła się Delia. - Powiedz mi, co
siÄ™ dzieje?
Barb spoważniała.
- Chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę, bo to tajemni
ca. Chodzi o projekt, nad którym pracuje Barney.
- Z Dunaganem?
- Nie mogę zaspokoić twojej ciekawości.
Delia wzniosła oczy do nieba.
- Odnoszę wrażenie, że nikt mi nie ufa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]