[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatuszować fakt, że piła. I zamiast być mu za to wdzięczna,
wyglądała na śmiertelnie obrażoną.
Do licha, takie rozumowanie prowadziło donikąd. Nie
chciaÅ‚a siÄ™ zmieniać, wiÄ™c niepotrzebnie traciÅ‚ czas na rozmy­
ślania.. .
PodniósÅ‚ klarnet do ust i zaczÄ…Å‚ grać sonatÄ™ Brahmsa w to­
nacji F-molL Ten trudny utwór wymagaÅ‚ szczególnej koncen­
tracji. Pogrążony w muzyce zaczÄ…Å‚ powoli odzyskiwać we­
wnętrzną równowagę.
ROZDZIAA SZÓSTY
Penny po raz kolejny przeglądając się w lustrze, doszła do
wniosku, że zaręczyny niestety poczyniły spustoszenie na jej
koncie bankowym. Reid lubił spotykać się z nią w biurze
i zabierać na lunch do modnych restauracji. Musiała więc
zadbać o swą garderobę. Rzeczy, które nosiła po domu, były
całkiem nieodpowiednie do pokazywania się w nich u boku
Reida w wytwornych lokalach Sydney.
Dżersejowy żakiet i spodnie w kolorze kawy, które miała
dziś na sobie, kupiła niedawno, podobnie jak wiele innych
rzeczy, które wypełniały teraz jej szafę. Przyglądając się sobie
w lustrze musiaÅ‚a przyznać, że wyglÄ…da o wiele lepiej. Pod­
cięte końce włosów oraz kilka kosmyków wijących się na
czole łagodziły kontur twarzy i dodawały jej uroku.
Skrzywiła się nieznacznie do własnych myśli; zaręczyny
z Reidem wytrąciły ją z równowagi. Te wszystkie artykuły
w prasie... Czasami miała wrażenie, że potraktowano ją jak
kolejnÄ… udanÄ… inwestycjÄ™ Reida Brandena.
Jednak te zaręczyny miały również pewne dobre strony.
Kilka dni temu Suzie powiedziała jej, że wygląda odlotowo.
 Narzeczeństwo ci służy" - ten komentarz jeszcze długo
brzmiaÅ‚ w uszach Penny. ZresztÄ… obiektywnie musiaÅ‚a przy­
znać, że wyglądała na dużo młodszą i bardziej ożywioną,
podobnie jak śpiąca królewna, w chwili gdy książę obudził ją
pocałunkiem.
Czyżby to wszystko było zasługą Reida? Rzeczywiście
wniósł do jej domu powiew świeżego powietrza... Często się
sprzeczali, potrafił doprowadzać ją do pasji, ale miał tyle
osobistego uroku, że zwykle kapitulowała. Był z nią każdego
ranka i każdego wieczoru jak wieczna pokusa, i czasami za­
stanawiała się, jak.długo zdoła wytrzyniać napiętą sytuację,
która wytworzyła się między nimi.
Przypomniała sobie ż zażenowaniem, jak pewnego dnia
wyjął jej zręki słoik, którego nie potrafiła otworzyć, odkręcił
z dziecinną łatwością wieczko i uśmiechając się złośliwie,
wręczył jej z powrotem.
- Dałabym sobie doskonale radę bez ciebie... - To były
próżne słowa i zdawała sobie sprawę, że nie zawierały całej
prawdy. Gdy jÄ… dotykaÅ‚ przelotnie i patrzyÅ‚ przy tym przeni­
kliwie w jej twarz, traciła poczucie rzeczywistości, stawała
siÄ™ jakby innÄ… osobÄ…- beżbronnÄ…jak lalka z gaÅ‚ganków. - Da­
waÅ‚am sobie doskonale radÄ™, nim siÄ™ tu wprowadziÅ‚eÅ› - po­
wtórzyła mało przekonującym tonem.
- Rozumiem, że dziÄ™ki swoim kochankom - drwiÅ‚ bezli­
tośnie.
- Oni przynajmniej nie wprowadzili takiego rozgardiaszu,
że nie mogę nawet znalezć otwieracza do słojów! - odcięła
sięostro.
- I z pewnością nie uczynili twojego życia w połowie tak
podniecajÄ…cym jak dziÅ›.
Cała sytuacja najwyrazniej zdawała się go bawić. Jakież to
było nieznośnie irytujące! Czyżby nie dostrzegał napięcia,
w którym teraz żyła? W tym wszystkim najbardziej bolesna
była świadomość, że kiedyś tak wiele ich łączyło.
Pora zapomnieć o przeszłości, powtórzyła sobie po raz nie
wiadomo który. Starając się zapanować nad chaosem myśli,
energicznie chwyciÅ‚a torebkÄ™ i kluczyki do samochodu. Mu­
siała się szybko opanować, jeśli nie chciała obnażyć przed
Reidem swej zbolałej duszy.
Strażnik na parkingu pozdrowiÅ‚ jÄ… jak dobrÄ… znajomÄ…. Ja­
dąc windą, pomyślała, że to zadziwiające, ile może zdziałać
pierścionek zaręczynowy.
Pierścionek był kolejnym zródłem jej niepokoju. Duży,
okrągły brylant wydawał się stanowczo zbyt cenny jak na
zwykły rekwizyt. Reid życzył sobie, by nosiła go przy każdym
wyjściu, ona zaś uparcie powtarzała, że zwróci go, gdy tylko
cała farsa dobiegnie końca.
Gdy Penny pojawiła się w biurze Reida, zastała tam Tonie
Rigg. Od czasu ogÅ‚oszenia zarÄ™czyn asystentka Reida wyraz­
niej unikała spotkania z Penny. %7łycie prywatne szefa widać
nie było jej obojętne.
- Reid jest teraz na zebraniu - powiedziała obojętnym
tonem, wymowny wzrok kierując na drzwi, które wiodły do
jego sanktuarium.
- Wiem - Penny skinęła gÅ‚owÄ…. - MówiÅ‚ mi, że zebra­
nie być może opózni nasz lunch. Obiecał, że to nie potrwa
długo.
- Och, to cały nasz Reid. U niego nic nie trwa długo
- powiedziała Tonia z zagadkowym uśmiechem.
Pięć lat temu wyniosÅ‚e zachowanie Toni z pewnoÅ›ciÄ… zbi­
łoby Penny z pantałyku. Teraz jednak odznaczała się większą
pewnością siebie.
- Domyślam się, że nie pochwalasz naszych małżeńskich
planów - rzekła otwarcie.
- Szczerze mówiÄ…c, nie pochwalam tego caÅ‚ego kamufla­
żu - odparła z niezmąconym spokojem Tonia.. - Wasze plany
trudno nazwać poważnymi.
- Tak? Dlaczego tak sądzisz? - Penny czuła, że zaczyna
brakować jej powietrza.
Oczy Toni wyglądały jak zielonkawe jeziora skute lodem,
gdy po chwili napiętej ciszy przemówiła:
- Sądzę tak dlatego, że Reid nadal sypia ze mną.
Penny poczuła ostre ukłucie bólu w sercu. Ból był tak
dojmujący, że zaczęła się zastanawiać nad swoją reakcją..
Przecież niczego sobie z Reidem nie obiecywali. Dlaczego
więc wyznanie Toni tak ją nieprzyjemnie oszołomiło?
SpojrzaÅ‚a asystentce w twarz, zrazu niepewna, i nagle do­
znała olśnienia.
- Doprawdy? - zadrwiÅ‚a. - Nigdy nie sÄ…dziÅ‚am, że grze­
szysz tak bujnÄ… wyobrazniÄ…, Toniu.
- I nie omyliłaś się w swych sądach. - Twarz Toni ppzba-
wiona byÅ‚a jakiegokolwiek wyrazu. WyglÄ…daÅ‚a jak porcelano­
wa lalka, i tylko pobladłe kostki u rąk, którymi nerwowo
przytrzymywała się biurka, świadczyły o stanie jej nerwów.
- Zawsze trzymam fantazjÄ™ na wodzy. Nie muszÄ™ ciÄ™ chyba
przekonywać, że okrÄ…gÅ‚e znamiÄ™ na jego biodrze nie jest wy­
tworem mojej wyobrazni, nieprawdaż?
Penny zachwiała się, jakby rażona piorunem. %7łałowała
teraz, że w ogóle zaczęła tę rozmowę.
- Nie twierdzÄ™, że nigdy z nim nie spaÅ‚aÅ› - rzekÅ‚a z wy­
siłkiem. - Przez wiele lat się nie widywaliśmy. Nie mam
złudzeń, że spędził je w klasztorze...
- Nie rozumiesz mnie, Penny - Tonia przerwaÅ‚a jej bezli­
tośnie. - Reid nigdy się z tobą nie ożeni, ponieważ ma zamiar
poślubić mnie!
Penny czuła, że jej cierpliwość się wyczerpuje.
- W takim razie już dawno by ci siÄ™ oÅ›wiadczyÅ‚! - wybu­
chła. - Marnujesz życie, czekając na cud, który nigdy się nie
wydarzy. - PochyliÅ‚a siÄ™ nad jej biurkiem i dodaÅ‚a konfiden­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •