[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Uszył mi go krawiec w Ameryce - obwieścił Nils, strzepując z klapy
niewidzialny pyłek.
Elizabeth zatrzymała się na środku schodów.
- A może ty wiesz, kogo Kristian zaprosił na przyjęcie?
Nils pokręcił głową.
- Nie, nie puścił pary z gęby.
- A więc pytałeś?
- Tylko raz... Może dwa czy cztery...
Elizabeth posłała mu zrezygnowane spojrzenie i ruszyła do gabinetu.
Kristian siedział za biurkiem, ale kiedy weszła, od razu wstał.
- Pięknie wyglądasz - powiedział i pocałował ją w czoło. - Można by
sądzić, że jesteś siostrą Williama. - Zaśmiał się cicho. - Jak sądzisz, czy
mówiąc to, Per-nille miała świadomość, że w takim razie ja musiałbym
być twoim ojcem?
Elizabeth przytuliła się do męża.
- Nie sądzę. Tak bardzo chciała nas zadowolić, że sama nie wiedziała, co
gada. Słuchaj, możesz mi powiedzieć, kto przychodzi na przyjęcie?
Chciałabym już w końcu wiedzieć.
Kristian pogłaskał ją po plecach i delikatnie ścisnął za pośladek.
- To żadna wielka niespodzianka. A miała być?
- Przecież to ty chciałeś się tym zająć tak, żebym
127
o niczym nie wiedziała - przypomniała mu i ostrożnie wysunęła się z jego
objęć. - Kto przyjdzie? Jeżeli to nie niespodzianka, chyba możesz mi
powiedzieć?
Z zewnątrz dobiegły ich czyjeś głosy.
- Już idą - rzekł Kristian, popychając ją przed sobą. - Zaraz sama
zobaczysz.
Ledwo wyszła na korytarz, poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Czy to
miał być żart? Odwróciła się do męża i spojrzała mu prosto w roześmianą
twarz.
- Tak dawno nie widziałaś Bergette, że ją zaprosiłem. Mamy to szczęście,
że Sara już wróciła i też mogła przyjść.
Elizabeth wzięła się w garść i przywitała Bergette
i Karen-Louise. Dziewczynka miała już osiem lat; grzecznie dygnęła i
sama zdjęła płaszczyk. Na koniec Elizabeth podała rękę Sarze.
- Witaj. A więc wróciłaś? Myślałam, że wyjechałaś na dobre...
- Skąd ten pomysł? - zaśmiała się Sara. - To chyba było twoje pobożne
życzenie... - dodała tak cicho, że usłyszała to tylko pani domu.
Uwaga była tak celna, że Elizabeth poczuła gorący rumieniec na
policzkach. Szybko odwróciła się do sąsiadki.
- Cieszę się, że mogłyście przyjść. Na co dzień nie ma czasu, ale dziś
będziemy mieli okazję trochę posiedzieć i pogadać. - Ruchem ręki
zaprosiła do jadalni. -Proszę, wejdzcie.
Kiedy goście wchodzili, obróciła się do Kristiana.
- Masz więcej takich niespodzianek w zanadrzu? Uśmiechał się cały czas
i najwyrazniej nie wyczuł
w jej głosie ironii.
- Lada chwila przyjadą z Heimly.
Elizabeth poczuła, że jej złość trochę ustępuje. Wieczór w towarzystwie
Bergette i mieszkańców Heimly nie może być nieprzyjemny! Sarę będzie
musiała jakoś
133
przecierpieć. Pomyślała, że ta kobieta jest jak wąż, i aż się otrząsnęła.
Ciekawe, na kogo zagnie dziś parol? Trzeba będzie uważać z mocnymi
napitkami, bo niektórzy pod ich wpływem stawali się zbyt frywolni.
W jadalni słychać było brzęk szkła, odgłos uderzających o talerze
sztućców i gwar rozmów, gdy pojawili się mieszkańcy Heimly ze
zmarzniętymi, ale uśmiechniętymi twarzami. Wnieśli ze sobą tyle życia i
śmiechu, że na pewien czas Sara odeszła w cień. W pewnej chwili jednak
zauważyła ją Dorte i podeszła do niej z wyciągniętą ręką.
- Mam na imię Dorte - przedstawiła się. - Jestem żoną Jakoba z Heimly.
- Sara - odpowiedziała po chwili rudowłosa piękność, mierząc ją
chłodnym spojrzeniem.
Elizabeth poczuła, jak rośnie w niej złość. Dorte jakby zmalała, przy
obwieszonej złotem Sarze od razu wydała się krucha i uboga.
- Jakie piękne włosy - zauważył Jakob, także przywitawszy się z Sarą.
Zaśmiał się gromko i jednocześnie uścisnął swą żonę. - Rude włosy są
najpiękniejsze - dodał i nie zauważył, jak Sara odwróciła się od niego,
prychając.
Elizabeth natomiast ucieszyła się, pomyślała, że jest tu przynajmniej
jeden, u którego ta wyfioczona lalka nie ma szans.
Wkładając do ust kawałek ziemniaka, dyskretnie przyjrzała się Indianne.
Dziewczyna wciąż miała wąską kibić, mimo że na lato zaplanowany był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •