[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to samo. W każdym razie, powiedziałam, lepsze to niż długie zaręczyny.
224
15. Perswazje
138
225
Wolę, żeby młodzi ludzie zakładali rodzinę nawet przy niewielkich dochodach i żeby
musieli wspólnie stawiać czoło trudnościom, niż żeby ich wikłać w długie zaręczyny.
Zawsze uważałam, iż żadne obopólne...
- Och, kochana pani Croft! - przerwała pani Musgrove, niezdolna pozwolić gościowi, by
zakończył zdanie. - Nie ma nic okropniej-szego dla młodych niż długie zaręczyny.
Właśnie tego zawsze się bałam dla moich dzieci. Powiadam, iż młodzi mogą się
zaręczać, jeśli mają pewność, że będą się mogli pobrać w przeciągu sześciu miesięcy
albo nawet dwunastu... ale długie zaręczyny...
-Tak, droga pani - przytaknęła pani Croft - albo niepewne zaręczyny, które mogą trwać
długo. Zaczynać coś bez pewności, że po takim a takim okresie będzie się miało środki
na założenie rodziny... uważam podobne postawienie sprawy za niemądre i
niebezpieczne. Sądzę, że każdy ojciec i matka powinni z całych sił przeciwstawiać się
takim zaręczynom.
Anna niespodziewanie znalazła w tej rozmowie coś interesującego; poczuła, że
przeszywają nerwowy dreszcz, a w tej samej chwili oczy jej instynktownie zwróciły się ku
odległemu stolikowi. Pióro kapitana Wentwortha zatrzymało się, głowę miał podniesioną,
przerwał, słuchał, w następnej chwili zaś odwrócił się, by rzucić spojrzenie - krótkie,
porozumiewawcze spojrzenie w jej kierunku.
Obie damy rozmawiały w dalszym ciągu, podkreślając raz jeszcze słuszność uznanych
już prawd i umacniając je przykładami złych skutków, wynikłych z odmiennych poczynań,
lecz Anna nie słyszała poszczególnych słów; rozmowa dochodziła do niej tylko szmerem
głosów - w głowie jej panował zamęt.
Kapitan Harville, który, prawdę mówiąc, nic z tego wszystkiego nie słyszał, opuścił teraz
swoje miejsce i przeszedł do okna, a Anna, która patrzyła w jego kierunku - choć było to
tylko nieprzytomne, bezmyślne spojrzenie - zaczęła powoli zdawać sobie sprawę, że
kapitan zapraszają, by do niego podeszła. Spoglądał na nią z uśmiechem i zrobił
nieznaczny ruch głową, który mówił: Proszę tu przyjść, mam pani coś do powiedzenia",
a prosta, bezpośrednia
226
dłużej niż to w istocie miało miejsce, ogromnie przemawiała za jego prośbą. Anna
oprzytomniała i podeszła do niego. Okno, przy którym stał, oddzielone było całą
długością pokoju od miejsca, gdzie siedziały obie panie, i znajdowało się bliżej, choć nie
bardzo blisko, stolika kapitana Wentwortha. Kiedy podeszła, twarz kapitana Har-ville'a
przybrała znowu poważny, zamyślony wyraz, najbardziej chyba dlań charakterystyczny.
- Proszę, spójrz, pani - powiedział, otwierając pudełko i ukazując miniaturowe malowidło
- czy poznajesz, kto to taki?
- Oczywiście. Kapitan Benwick.
- Tak, i łatwo zgadnąć, dla kogo jest przeznaczone. Ale - dodał cichym głosem - nie dla
niej to było robione. Czy pamiętasz, pani, nasze wspólne spacery w Lyme, kiedy to tak
nam było go żal? Nie myślałem wówczas, że... ale nie mówmy o tym. Ta miniatura
robiona była na Przylądku Dobrej Nadziei. Poznał tam zdolnego młodego niemieckiego
malarza, a spełniając obietnicę daną biednej mojej siostrze, pozował mu i wiózł tę
139
miniaturę do domu dla niej. A teraz ja otrzymałem polecenie odpowiedniego oprawienia
tego malowidła dla innej! Mnie właśnie to powierzono! Ale kogóż mógł prosić? Mam
nadzieję, że wolno mi w jego imieniu przekazać sprawę komu innemu. Doprawdy, nie
żałuję, że mam po temu sposobność. On się tego podejmuje - tu spojrzał na kapitana
Wentwortha - pisze teraz właśnie w związku z tym - drżącymi ustami zakończył, mówiąc:
-Biedna Fanny! Ona nie zapomniałaby go tak szybko!
- Tak - odparła Anna cichym, współczującym głosem. - W to łatwo mi uwierzyć.
- To nie leżało w jej naturze. Kochała go nieprzytomnie.
-To nie leżałoby w naturze żadnej kobiety, która kochałaby prawdziwie.
Kapitan Harville uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć: Czy mówisz to, pani, w imieniu
płci pięknej?" - ona zaś mówiła dalej również z uśmiechem:
- Tak. My niewątpliwie nie zapominamy was tak szybko jak wy nas. To zapewne bardziej
nasz los niż zasługa. Nic nie możemy na
227
stawione jesteśmy na łup naszych uczuć. Wy zmuszeni jesteście do wysiłku. Macie swój
zawód, dążenia, takie czy inne interesy, które natychmiast wciągają was z powrotem w
życie i świat, a ustawiczne zajęcie i zmiany szybko zacierają wspomnienia.
- Zgodziwszy się z twierdzeniem, że świat dokonuje rychło takiej zmiany w mężczyznie -
z czym jednakowoż ja nie zgodziłbym się chyba - trzeba uznać, że nie ma ono
zastosowania w przypadku Benwicka. %7łycie nie zmuszało go do żadnych wysiłków.
Pokój skierował go na ląd właśnie w chwili tragedii i od tego momentu zamieszkiwał z
nami, w naszym małym rodzinnym gronie.
- To prawda - zgodziła się Anna - to prawda, zapomniałam o tym; ale cóż możemy na to
powiedzieć, kapitanie? Jeśli tej zmiany nie spowodowały zewnętrzne okoliczności,
musiała ona przyjść z wewnątrz. To natura, męska natura, musiała w nim tego dokonać.
- Nie, nie, to nie męska natura. Nie zgodzę się, by w męskiej naturze bardziej niż w
kobiecej leżała niewierność i skłonność do zapominania tych, których się kocha czy
kochało. W moim przekonaniu rzecz ma się całkiem przeciwnie. Ja wierzę, iż istnieje
analogia pomiędzy fizyczną i psychiczną budową mężczyzny i że tak samo jak
mocniejsze są męskie ciała, tak mocniejsze są męskie uczucia, zdolne znieść
największe cięgi i szczęśliwie przebyć najgorsze burze.
- Uczucia wasze mogą być silniejsze - odparła Anna - lecz jeśli mam uciec się do
analogii, to powiem, że nasze są delikatniejsze. Mężczyzna jest bardziej krzepki niż
kobieta, lecz wcale nie żyje dłużej niż ona, i to bardzo dokładnie tłumaczy moje poglądy
o naturze ich uczuć. Byłoby dla was zbyt trudne do zniesienia, gdyby miało być inaczej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]