[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kwadrans po czwartej, wcią\ obejmując rękami obolałą głowę, dostał
konwulsji i przewrócił się na bok. Tommy Burns zorientował się
dopiero po kilku minutach, co się dzieje z szefem. Podszedł do niego
i zawołał Pattersona.
- Wielki Billie zachorował - krzyknął. - Nie mo\e mówić!
Robotnicy podeszli do drzewa, w którego cieniu le\ał szef. Jego
martwe oczy wpatrzone były tępo w trawę. Patterson nachylił się nad
nim. Pracował od wielu lat i widział niejeden śmiertelny wypadek.
- Ram - zawołał. - Ty jesteś medyk. Co o tym powiesz?
45
Ram Lal wiedział, \e badanie Wielkiego Billie nic nie da, jednak
go zbadał. Po chwili wstał z kolan. Nic nie powiedział, ale Patterson
zrozumiał, o co chodzi.
- Zostańcie tu - rozkazał obejmując komendę. - Zadzwonię
po pogotowie i zawiadomię McQueena. - Szybkim krokiem ruszył
w stronę szosy.
Karetka zjawiła się po upływie pół godziny. Dwóch robotników
poło\yło Camerona na nosze. Zabrano go do Głównego Szpitala
w Newtownards, w którym był akurat ostry dy\ur. Uznano, \e
Cameron był martwy w chwili przybycia do szpitala. W pół godziny
pózniej zjawił się tam silnie zdenerwowany McQueen.
Poniewa\ okoliczności zgonu nie były jasne, zdecydowano się na
sekcję zwłok. Wykonał ją okręgowy patolog w miejskiej kostnicy,
dokąd przetransportowano ciało. To było we wtorek. Tego samego
wieczoru raport patologa został przesłany koronerowi do Belfastu.
Raport nie zawierał niczego szczególnego. Zmarły był mę\czyzną
w wieku czterdziestu jeden lat, dobrze zbudowanym i bardzo
silnym. Na jego ciele zauwa\ono liczne zadrapania i kilka ranek,
głównie na ramionach i dłoniach, co wynikało z rodzaju jego
pracy. śadne z nich nie miało związku z przyczyną zgonu, którą
był ponad wszelką wątpliwość gwałtowny wylew krwi do mózgu.
Prawdopodobnie skutek nadmiernego wysiłku w czasie wielkiego
upału.
Po takim raporcie koroner normalnie nie zarządziłby rozprawy
Strona 26
Forsyth Opowiadania.txt
sądowej i wystawiłby dla urzędu stanu cywilnego w Bangorze świadec-
two zgonu z przyczyn naturalnych. Ale była pewna okoliczność,
o której Ram Lal nie wiedział.
Wielki Billie Cameron był aktywnym członkiem rady podziemnej
organizacji Ochotników Ulsteru, skrajnie prawicowego, paramilitar-
nego związku protestantów. Wykrył to komputer w Lurgan, do
którego wciągane są wszystkie, nawet najbardziej na pozór normalne
zgony. W związku z tym zatelefonowano z Lurgan do centrali
Królewskiej Policji w Castlereagh.
Stamtąd z kolei zatelefonowano do koronera w Belfaście, \eby
zarządził rozprawę sądową. W Ulsterze nie wystarczy stwierdzić, \e
śmierć jest przypadkowa; trzeba powołać świadków na tę okoliczność.
Przynajmniej w pewnych przypadkach. Rozprawa odbyła się na
ratuszu w Bangorze we środę. Sprawiło to du\e kłopoty McQueenowi,
poniewa\ powołano na nią przedstawicieli urzędu skarbowego. Zjawili
46
się równie\ dwaj milczący panowie, nale\ący do skrajnego skrzydła
lojalistycznej organizacji Ochotników Ulsteru. Usiedli w ostatnim
rzędzie. Na ławach frontowych, obok pani Cameron, zasiedli współ-
towarzysze pracy zmarłego.
Do zło\enia zeznań wezwano jedynie Pattersona. Opowiedział na
\ądanie koronera o wydarzeniach poniedziałkowych, a poniewa\
wszystko zdawało się jasne, dalszych świadków nie wezwano. Rama
Lala oczywiście tak\e nie. Koroner odczytał na głos raport patologa
i po podsumowaniu przewodu wydał wyrok.
Raport patologa nie budzi \adnych wątpliwości. Usłyszeliśmy od
pana Pattersona o przebiegu wydarzeń w czasie przerwy obiadowej
i o raczej niemądrym kawale, jaki zmarły zrobił hinduskiemu studentowi.
Wydaje się, \e pan Cameron śmiał się tak gwałtownie, \e doprowadził
się niemal do stanu apopleksji. Zaraz potem powrócił do pracy kilofem
i łopatą. Palące słońce dokonało reszty, powodując pęknięcie naczynia
w mózgu. Patolog określił to bardziej naukowo jako wylew krwi do
mózgu. Sąd wyra\a swoje ubolewanie \onie i dzieciom zmarłego i uznaje,
\e zgon Williama Camerona nastąpił z przyczyn naturalnych.
Na wielkim trawniku przed ratuszem Bangoru McQueen rozmawiał
ze swoimi robotnikami.
- Chcę być lojalny wobec was, chłopaki. Praca jest nadal aktualna,
ale muszę potrącić wam pewne sumy na zaległe podatki. Urząd
Skarbowy będzie mi teraz patrzył na ręce. Jutro pogrzeb, daję wam
wolny dzień. Kto chce dalej u mnie pracować, mo\e się zgłosić w piątek.
Harkishan Ram Lal nie wziął udziału w pogrzebie. W tym samym
czasie pojechał taksówką do Comber, kazał kierowcy zaczekać na
drodze, a sam ruszył wąskim traktem. Kierowca pochodził z Bangoru
i słyszał o śmierci Camerona.
- Chce pan uczcić jego pamięć w miejscu śmierci? - zapytał
Hindusa.
- W pewnym sensie tak - odparł Ram Lal.
- Takie są zwyczaje pańskiego narodu?
- Mo\na tak powiedzieć.
- To nie jest ani lepsze, ani gorsze od naszego zwyczaju brania
udziału w pogrzebie - zamyślił się kierowca i zabrał się do czytania
gazety.
Harkishan Ram Lal doszedł traktem do polany i stanął w miejscu,
na którym robotnicy zazwyczaj rozpalali ognisko. Rozejrzał się po
wysokich trawach i krzakach jałowca porastających piaszczystą ziemię.
47
- Visha serp - zawołał do niewidocznej \mii. - O, jadowita
\mijo, czy słyszysz mnie? Wykonałaś zadanie, do którego przywiozłem
cię tu ze wzgórz Rad\putanu. Ale miałaś potem umrzeć. Gdyby
wszystko poszło zgodnie z planem, zabiłbym cię i wrzuciłbym twoje
ścierwo do rzeki.
Czy słyszysz mnie, morderczyni? A więc uwa\aj! Po\yjesz jeszcze
jakiś czas, ale potem umrzesz, bo wszystko umiera. Ale umrzesz sama,
bez towarzysza, z którym mogłabyś mieć małe. Poniewa\ w Irlandii
nie ma \mij.
Pokryta ostrą łuską \mija nie słyszała go, a je\eli nawet słyszała,
Strona 27
Forsyth Opowiadania.txt
nie dała \adnego znaku. Głęboko zaszyta w ciepłym piasku tu\ pod
stopami Rama Lala zajęta była czynnością, którą podyktowała jej
natura.
Przy nasadzie ogona \mii znajdują się dwie łuski zakrywające jej
stek. Ogon \mii był wyprę\ony, a ciało drgało w odwiecznym rytmie.
Auski rozstąpiły się i ze steku jedna po drugiej wychodziły na świat
\mijki. Było ich dwanaście. Ka\da w przejrzystej błonie, ka\da długości
cala, ka\da tu\ po urodzeniu równie jadowita jak jej rodzice.
CESARZ
- I jest jeszcze coś... - powiedziała pani Murgatroyd.
Siedzący obok niej w taksówce mą\ powstrzymał się od wes-
tchnienia. Pani Murgatroyd zawsze twierdziła, \e jest jeszcze coś. Pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]