[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszy.
Z pochylonym grzbietem podszedłem do wiszącej nad drzwiami zasłony, która się po chwili
poruszyła. Powstała szpara, przez którą mogłem patrzeć. Ktoś wczołgał się przez otwór i stanął w
szałasie. Wyprostowałem się i ująłem przybysza za rękę.
- Sill? - zapytał szeptem.
- Tak, sill - odrzekłem i pociągnąłem go od drzwi w stronę Halefa.
Potem chwyciłem go lewą ręką za gardło, prawą zaś wymierzyłem w skroń dwa uderzenia.
Rozległo się tylko bolesne westchnienie, po czym postać opadła na ziemię.
- Halefie, oto pierwszy, zwiąż go! - szepnąłem, śpiesząc ku drzwiom.
Zjawił się drugi. Nie pytał o nic. Odwiodłem go od wejścia i wymierzyłem mu dwa uderzenia z
takim samym skutkiem jak poprze-dnio. Z trzecim byłem już mniej ostrożny. Skoro się przyczołgał
i stanął przede mną, powaliłem go uderzeniem z tyłu, uklęknąłem na nim i złapałem go za ręce. Był
tak przerażony, że się wcale nie bronił.
- Halefie, światło!
- Zaraz, sidi! - odparł mały głośno. - Trzymasz go mocno?
11 - I,ew krwawej zemsty 269
- Tak.
- Zaczekaj chwilę!
Potarł zapałkę; gałęzie stanęły w ogniu, rzucając jaskrawy odblask na cały szałas. Ojciec Korzeni
leżał związany na ziemi; obok niego drugi kompan, ja zaś trzymałam za kark Aftaba, Ujrzawszy
twarz moją w świetle ognia, zaklął siarczyście i zaczął się szamotać. Ledwo to Halef zauważył,
przyskoczył doń i rzekł:
- Przedę wszystkim musimy związać tego ananasa, gdyż jest zdrów i przytomny. Tamci dwaj leżą
bez zmysłów, a może nawet zabiłeś ich swymi cipsami. Szkoda, że świadkami naszego
zwycięstwa ńie może być ani moja Hanneh, wcielenie wszystkich rozkoszy, ani twoja Em-meh,
którą można jedynie porównać z wybranką sułtana. Gdyby były obecne, zanuciłyby pieśń
zwycięstwa na cześć naszej niezrównanej waleczności.
- Niech sobie śpiewają w domu. Nie pora na pieśni. Rzuć tych łotrów w kąt. Potem jeden z nas
położy się na dwie godziny; drugi stanie na warcie. Będziemy się luzowali aż do rana.
- A cięgi, które mają otrzymać ?
- Pomówimy o tym jutro rano.
- Asill i jego żona ?
- Niech się prześpią na tratwie. Potem mogą iść, gdzie ich oczy poniosą. Szkoda teraz czasu na
zajmowanie się jeńcami, musimy się wyspać. Kto obejmie pierwszą wartę?
- Ja, sidi, ja! Muszę być świadkiem sceny przebudzenia się obydwu nieprzytomnych i ich
zdumienia, że nie udało im się ani nas wychło-stać, ani pozabijać. Spłoną rumieńcem wstydu, a
potem zbledną jak chusty. Gniew zacznie zżerać ich serca, złość nadwyręży wątrobę i płuca.
Nerki pękną z wficiekło~ći, wnętrzności zaś ... Czekaj, dokąd idziesz ?
- Wychodzę. Będę spał pod gołym niebem. A ty sobie gadaj dalej!
- O sidi, jesteś dziwnym człowiekiem, kto może zasnąć od razu po takim zwycięstwie ten nie wart
zwycięstwa. Sen jest mordercą sławy,
270 końcem poczucia honoru. Najodważniejszy człowiek stanie się we śnie gnuśny ...
Nie słyszałem dalszych słów. Opuściwszy za sobą zasłonę, udałem się do swego konia, który
czekał na mnie pod szałasem. Przywitał mnie cichym, zadowolonym parsknięciem. Szepnąłem mu
do ucha codzienną surę. Wkrótce usnąłem. Po dwóch godzinach Halef mnie obudził.
- Wstawaj, sidi! - rzekł. - Dwie godziny minęły. Przekonam się, czy postacie, przewijające się we
śnie, wiedzą coś o sławie, którą dziś zdobyliśmy na jawie.
- Cóż się dzieje z Persami? - zapytałem, podnosząc się.
- Oprzytomnieli, ale zachowują się zupełnie niezrozumiale.
- Jak to?
- Nie chcą przyznać, że przewyższamy wszystkich bohaterów świa-ta i że nikt na świecie nie
dorówna nam mądrością i walecznością.
- Ach, tak! Palnąłeś im pewnie sążnistą mowę ?
- Masz coś przeciwko temu?
- Tak. Powinieneś był milczeć.
- Milczeć? O, sidi, nie masz pojęcia o darze wymowy, w który mnie wyposażyła natura. Czy mogę
milczeć, gdy ten dar otwiera mi usta? Czy mogę połykać słowa, które spływają z języka jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •