[ Pobierz całość w formacie PDF ]

użyć nie wolno było, poszły ją wylać zaraz do świętego strumienia.
Po krótkim spoczynku swalgon się podniósł z ziemi; lżej mu było, gdy już wody nie miał
przed sobą, ale Reda stała, czekając na coś, mierząc go oczyma.
 Matko a pani!  począł jakimś chcącym przebłagać głosem.  Com widział w wodzie,
tom i od ludzi słyszał po świecie... że syn wasz żyje... Nad granicą wieść ta chodzi dawno... i wierzy
wielu, że żyw jest...
 Na cóż by go niepoczciwi żywili?  odezwała się Reda. Szwentas, który zwolna
przychodził do siebie i ostygał, bełkotać począł:
 Ludzie zli są a mądrzy Niemcowie ci, a Boga mają potężnego, który wielkiej przestrzeni
świata panuje... Ziemi są chciwi, panowania łakomi... Czemuż by nie mieli rozumieć tego, że za
syna kunigasowego okup wielki wziąć mogą?
 Zażądaliby go dawno, nie hodując dziecięcia  odparła Reda.  Nie!! Złość chyba swą
nasycić chcą dziecko żywiąc, by matkę pokąsało...
Swalgon zamilkł i zamyślił się. Reda popatrzyła nań długo i chciała odejść, lecz w twarzy
wróżbity wyczytała coś, co ją wstrzymało. Na obliczu bezmównym i zastygłym grało coś jak walka
duszna, która się przez usta zdradzić nie śmiała.
 Pani a matko!  odezwał się pokornie  posyłaliście wy do jamy wilczej patrzeć i
słuchać, czy w niej junosza twój nie siedzi?
 Com posyłać miała?  odparła Reda smętnie  nie wierzyłam, by żył, nie wierzę; a
choćby żywy był, co po nim? Młode wilczę, ze psy chowane, szczekać się nauczyło...
Swalgon coś zamruczał...
 Pani a matko!  rzekł  wiedzieć by choć trzeba, czego się spodziewać, po czym
płakać? Jam włóczęga... Nie raz ni dwa przekradałem się do zawojowanego kraju, bo tam jeszcze
naszych, choć w łykach, dużo... i po ich zamkach w niewoli... Im tam swalgon droższy niż złoto, bo
na podeszwach błoto litewskie przynosi Pójdę, gdy każecie, szukać dziecka waszego.
Wzrokiem jakimś dumnym i zdziwionym przeszyła go Reda
 Wy?
 Pójdę  powtórzył Szwentas.  Po czym go poznam??
Matce się łzy zakręciły w oczach i ręce poczęła łamać rozpaczliwie.
 Po czym go poznasz? Jego?... był piękny jak słońce! Włos miał złoty... Skazy na nim nie
było. Tylko dewa w kolebce na znak mu dała... po stronie serca, u ucha, ziarno grochu czarnego
(żirnie)  a wróżki mówiły, że to szczęście znaczyło, a los powiedział, że na śmierć go tak
napiętnowano!...
I oczy sobie zakryła rozpłakana, a dłużej już nie chcąc mówić ze swalgonem cofnęła się ku
łożu ojcowskiemu.
Wtem dziewczęta, jakby rozumiejąc jej ból i tęsknicę, choć im nic nie nakazano, spojrzały
po sobie i zgodnymi głosy pieśń zanuciły...
Wieczorem wczora, z wieczora, owieczka mi przepadła. A któż mi szukać pomoże owieczki
mojej jedynej?
Chodziłam prosić jutrzenki.  Wie mam czasu!  powiedziała  muszę słońcu na
zaraniu ogień zagasły rozniecić!  Chodziłam do wieczornicy...  Nie mam czasu  powiedziała
 bo muszą słońcu wieczorem nocne jego usłać łoże.  Poszłam potem, do księżyca, księżyc mnie
z niczym odprawił.  Mieczem w pół jestem przecięty i smutna jest moja dusza.  Zabiegłam aż
do słoneczka, a ono mi powiedziało: Dziewięć dni szukać go będę, a nie znajdę dziesiątego...
W ognisku łuczywa przygasały, ostatnia pieśń coraz ciszej nucona umarła ledwie
dosłyszanym dzwiękiem.
Dworak dał znak zapatrzonemu jeszcze swalgonowi, że czas było wychodzić. Kunigasowa
Reda przypadła u łoża ojcowskiego w rękach twarz utuliwszy, zapłakana czy zadumana.
Dziewczęta powstawały cicho, unosząc z sobą kądziołki, przytrzymując fartuszki, aby nie
podzwaniały.
Szwentas z przewodnikiem swym wyszedł na podwórze. Cicho tu było teraz i gród się
jeszcze dziwaczniejszym wydawał, na pół rozjaśnionym księżycem i gwiazdami niebie, jak czarna
góra jakaś stroma, jak wielka skała, której gdzieniegdzie bok jaki i rąbek światło menesowe
srebrnym paskiem dziergało... Ludzie już spali po szopach, na podwórcach chodziły tylko straże z
oszczepami, przesuwając się jak nieme cienie umarłych na mogiłkach. Swalgon wychodził z tej
izby nasłuchawszy się śpiewów, pijany, poruszony, drżący...
Gdy spojrzał teraz na boży świat, wszystko mu się inaczej wydawało; gdy przypomniał, że
musi powrócić Niemcom służyć, a swoich zdradzać  dreszcze przechodziły po nim.
Zemsta, z którą chodził tak długo, zgasła i spopielała, a w uszach śpiewały ciągle pieśni
macierzy, sióstr i młodości... Te lata, które przeżył w zapomnieniu o swoich, zdały mu się teraz
jakby snem.
Za co mścić się miał? Porwano mu dziewczynę, ale czyją to było winą? jej czy
napastników? on teraz nie był pewnym. Chciał ją pomścić i broniono mu się, i ścigano go... Nie z
nimże jednym tak się działo... Narzeczona, ci ludzie, wszystko to leżało w grobach... umarłe było
lub tak jak strupieszałe dla niego; a Litwa  matka nieśmiertelna, żyła. Widział tu młode jej
oblicze, słyszał śpiew jej dziewiczy... miałże on katom pomagać, aby ją zadławili?!
Tak myślał swalgon powracając do szopy, w której mu na noc miejsce wskazano, i bił się z
sobą, dopóki nie usnął, a marzył, gdy mu się powieki skleiły... Wreszcie sny powlokły się
ciemnością nieprzebitą; a gdy Szwentas zbudził się, bo drudzy śpiący z nim wstawać zaczęli... już
dniało i na gródku niewiasty i czeladz poruszały się około rannego gospodarstwa.
Na spopielałych ogniskach dorzucone łuczywa na nowo nieciły płomień; przystawiano
garnki; kobiety nuciły chodząc; kury śpiewem witały jutrzenkę, która jak diament na niebie świeciła
sama jedna, bo wszystkie siostry jej, pobladłe ze znużenia, gdzieś w głąb nieba się poukrywały.
Zbudziwszy się Szwentas leżał długo, znalazłszy w sobie i starego człowieka  zdrajcę, i
nowe Litwy dziecię. Zdało mu się, że w jego piersi wstali przeciwko sobie i chcieli walkę
rozpocząć, ale stary... uląkł się i zapadł gdzieś...
Co miał czynić teraz? Przyszedł Redę szpiegować, a musiał jej służyć! Nie chciał się
przyznać do winy, a trwać w niej nie mógł Zwlókł się ze słomy i poszedł do gospody, w której
wczoraj był z innymi. Tu już mleko i piwo dawano przybylcom, a gwar i śmiech się rozlegał.
Swalgon zajął miejsce na uboczu czekając na dworaka, który go tu przyprowadził. Ten
nadszedł nierychło.
 Dobrze mi tu u was na gościnnym chlebie  odezwał się do niego Szwentas  alem ja
się tu mało zdał na co komu. Nawykłem się włóczyć; zamkniętemu mi żyć duszno. Puśćcie już
mnie; ale nim pójdę, chcę Redzie za chleb podziękować... i jeszcze jej co rzec.
Dworak nie sprzeciwiał się. Kunigasowa Reda właśnie była w podwórcu i z dala postrzegł
zdziwiony swalgon, że ludzi swych, co na zamku dla obrony stali, sama opatrywała.
Na głowie miała na zawitkę włożony szłyk, a u pasa wiszący miecz... i tak się poruszała jak
wojak, gotowy na koń i na bój... Chodziła od gromady do gromady, ludzi badała, gromiła jednych,
drugim rozkazy dawała...
Po dniu widziana twarz jej inaczej się wydawała swalgonowi: była jeszcze piękną prawie,
choć wiek jej lice surowym uczynił i posępnym.
Szwentas stał z głową odkrytą, czekając, aż dopóki ze swymi ludzmi nie skończy; patrzył i
dziwił się, a gdy groziła i napominała, robiło mu się straszno. Nie jeden raz doznał on od
Krzyżaków okrucieństwa i srogości, którym poddawać się musiał w duszy ich przeklinając; głos
Redy tak mu brzmiał swojsko, macierzyńsko, iż gdyby nim nakazała mu iść a powiesić się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •