[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pogawędkę z Aindreasem." Otworzyła ramiona i uściskała Elain.
Elain natychmiast spłynęło ciepłe, przyjazne uczucie.
"Dziękuję." Powiedziała Elain, niechętna, by się odsunąć. "To moja mama, Carla Taylor. A
to mój tata, Liam Pardie."
Lacey przytuliła Carlę.
"Bardzo miło mi cię poznać. Podejrzewam, że to wszystko było dla ciebie ogromnym
szokiem."
Carla roześmiała się.
"Można tak powiedzieć."
Podszedł Liam.
"Witaj, Lacey."
Uśmiechnęła się ciepło i wzięła jego dłoń w swoją.
"Witaj, Liamie. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?"
"Teraz już o wiele lepiej." Spojrzał na Elain i Carlę.
"Wyobrażam sobie. Nie było cię przez wiele lat."
"Czy zrobiłem dobrze?"
Lacey wzruszyła ramionami.
"Nie mnie to oceniać. Twoja córka jest szczęśliwa, zdrowa, a ty odkrywasz, że wszystko da
się naprawić. To nie była twoja wyłączna decyzja. Maureen wiedziała co trzeba zrobić, żeby
zapewnić Elain bezpieczeństwo." Przytuliła go. "Zostaw przeszłość za sobą i skup się na tym co jest
teraz i na tym, co jest przed tobą. Albo powinnam rzec, kto jest przed tobą." Kiedy się odsunęła,
spojrzała na wszystkich. "Zadzwoniłam do Daniela i Callie. Niedługo tu będą. Chcą was wszystkich
zobaczyć i poznać Elain i jej rodziców."
Rodzice. To było określenie, do którego Elain po tylu latach posiadania wyłącznie mamy
próbowała się przyzwyczaić.
"Mam nadzieję, że jesteście głodni." Powiedziała Lacey. "Czeka już na was lunch."
Uśmiechnęła się do Elain. "Nim zaczniemy naszą rozmowę, lepiej najpierw napełnijcie żołądki."
***
Daniel i Callie Blackestone okazali się bardzo miłą parą. Callie zdawała się normalną
kobietą, nie żadną nieśmiertelną. Lina powitała ich oboje uściskiem i przedstawiła najpierw Elain.
Daniel, nazywany również Blackie uśmiechnął się i potrząsnął dłonią Elain.
"Potrafisz trzymać Brodey'ego w ryzach? Straszny z niego narwaniec."
Elain roześmiała się.
"Daję sobie radę."
Kiedy przytuliła Callie poczuła falę życzliwości z domieszką czegoś, czego nie potrafiła
określić. Może jakiś głęboki smutek? To zniknęło kiedy skończył się ich uścisk.
"Miło mi cię poznać." Powiedziała Callie z uśmiechem.
"Dużo o tobie słyszałam."
Callie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
"Nie wierz w to wszystko. A przynajmniej w większość."
Lacey przygotowała prosty, ale przepyszny lunch złożony z szynki, kanapek, sałatki
ziemniaczanej i jej słynnego bananowego chleba. Elain czuła się przy Jasnowidzce jak w domu.
Tęskniła za swoimi chłopcami, ale nic nie mogła na to poradzić i rozluzniła się pośród zyskanej
właśnie 'rodziny'.
Callie, Carla i Elain nalegały na pomoc w posprzątaniu, ale Linę odprawiły do salonu wraz z
mężczyznami. Nie zabrało im to dużo czasu. Kiedy już skończyły, Lacey wytarła dłonie w ścierkę i
sięgnęła po smycz zwisającą przy tylnych drzwiach.
"Lina, kochanie, idziesz na spacer?"
Podniosła się z kanapy z pomocą Ricka i Jana.
"Jasne!" Doczłapała do tylnych drzwi. "Idziemy tam, gdzie myślę, że idziemy?"
Lacey uśmiechnęła się i zapięła smycz na obroży Jaspera.
"Tak, Elain, chciałabym, żebyś do nas dołączyła. Nie chcę być nieuprzejma," zwróciła się do
pozostałych, "ale mam nadzieję, że rozumiecie, że muszę porozmawiać z nimi sam na sam."
"Nie ma problemu." Powiedziała z uśmiechem Carla. "Właściwie wydaje mi się, że musimy
się zbierać."
Daniel kiwnął głową.
"Tak, mam trochę roboty." Pożegnali się ze wszystkimi.
"Gotowe, dziewczęta?" Zapytała Lacey.
Mężczyzni Liny spojrzeli na nią nerwowo.
"Um, mam nadzieję, że jesteś pewna, że to bezpieczne." Powiedział Jan. "Nie chcemy, by
Lyallowie zabili nas, jeśli pozwolimy by coś jej się stało."
Lina uderzyła pięścią tam, gdzie powinno znajdować się jej biodro, ale przy jej ciężarnym
brzuszku ciężko było być pewnym.
"Szczerze? Myślicie, że jest coś, czego trzeba się obawiać?"
Jan pokręcił krótko głową i cofnął się o krok.
"Nie, wybacz kochanie. Oczywiście, że nie."
Lina prychnęła z rozbawieniem i złapała Elain za rękę.
"Chodz, przyjaciółko. Chcemy ci coś pokazać."
Na ganku Lacey złapała Elain za drugą rękę.
"Czeka nas długa rozmowa." Jasper wskazywał drogę, nie szarpiąc, ale definitywnie chcąc
iść szybciej. Zcieżka prowadziła przez ogród Lacey, który był bujnie obrośnięty ostatnimi
póznoletnimi kwiatami i ziołami. Na bloku z brukowanych kamieni znajdował się zegar słoneczny.
Za ogrodem ścieżka prowadziła do lasu.
"Ain i reszta powiedzieli mi, że możesz mi powiedzieć, czy jestem zmiennokształtną tak jak
oni."
Lacey przytaknęła.
"Tak, mogę."
Elain próbowała powstrzymać swoją nerwową irytację.
"Jestem?"
"Czym jesteś, kochanie?"
"Jestem zmiennokształtną jak moi chłopcy?"
"Nie."
Ogarnęła ją ogromna ulga.
"Och, dzięki Bogu! To by było dla mnie za dużo."
"Och, przepraszam. Chyba mnie nie zrozumiałaś. Jesteś zmiennokształtną, ale nie jesteś
zmiennokształtną jak twoi mężczyzni."
Elain zatrzymała się.
"Co?"
Zarówno Lina, jak i Lacey zachęciły ją, by szła dalej.
"Idz, chica." Zażartowała Lina. "Jeszcze nie skończyłyśmy przeciążać ci mózgu."
"Ale...ale powiedziałaś, że nie jestem zmiennokształtną!" Naprawdę, naprawdę chciała
trzymać się tej informacji.
Lacey roześmiała się życzliwie.
"Wybacz, kochanie. yle dobrałam słowa. Jesteś zmiennokształtną. Nie jesteś po prostu taka,
jak twoi mężczyzni."
"No to czym jestem? Chcesz mi powiedzieć, że jestem jakimś szopem, czy czymś?"
Lina zachichotała.
"Chciałabym to zobaczyć."
"Wcale mi nie pomagasz!" Krzyknęła Elain.
Lacey poklepała Elain po ręku.
"Uspokój się, Elain. Jesteś wilczym zmiennym. Ale nie jesteś taka jak twoi mężczyzni. Twoi
mężczyzni są Alfami, zgadza się. Tak jak i ty."
Im dłużej Lacey mówiła, tym mniej Elain widziała nadziei na pozory normalnego życia.
"Ale jesteś czymś o wiele więcej, niż twoi mężczyzni." Kontynuowała stara Jasnowidzka.
Kiedy szły, Elain wyczuła, że kończy się ścieżka. Drzewa wokół nich stały się gęściejsze i Elain
instynktownie wyczuła niedaleko chłodną, słoną wodę.
"Czy jest jakiś sposób, by to wyleczyć?" Burknęła Elain. "Jakiś sposób, by mnie
odwilczyć?"
Lacey uśmiechnęła się.
"Nie, kochanie. Uwierz mi, kiedy tylko oswoisz się z tym wszystkim, nie będziesz chciała
odpuścić swojego nowego życia."
"Mogę jej powiedzieć?" Zapytała Lina.
Lacey roześmiała się.
"Jeśli musisz, Lina."
Lina ścisnęła dłoń Elain.
"Pamiętasz jak mówiłyśmy o tym, że jestem Jasnowidzem?"
"Tak?"
Lina uśmiechnęła się szeroko.
"Wiesz co? Witaj w klubie."
Elain zatrzymała się, jej stopy zatrzymały Linę i Lacey w miejscu.
"%7łe co?"
"Jesteś Jasnowidzem, tak jak ja." Powiedziała Lina. "No, może nie do końca jak ja. Ja jestem
jeszcze tą całą Boginią i wiedziałam o tym, nim dowiedziałam się o byciu Jasnowidzem. Ale bez
wątpienia ty się nią urodziłaś."
"Ale...ale nie mam żadnych wizji, ani snów, ani niczego, co tacy jak wy mają." A potem
przypomniała sobie wizje jakie miała o sobie, swoich mężczyznach i dzieciach.
Wyrzuciła to wspomnienie z umysłu. Już i tak musiała radzić sobie z wieloma rzeczami.
"Nie musisz." Powiedziała Lacey. "Pojawią się jak tylko zwiększą się twoje moce. Czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •