[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bohaterskie przedstawienia, nie kiedy znowu znalezli ślad Salianki.
- To kobieta! Nie możemy walczyć z kobietą! - odkrzyknął mu wyraznie zdenerwowany
Orvd. - Nie wypada!
Pozostali rycerze pokiwali głowami. Kobiety były od czczenia, wielbienia z oddali i
wygłaszania poematów na ich cześć. W każdym razie kobiety w eleganckich sukniach
właśnie do tego służyły.
- Gdyby była barbarzyńską wojowniczką w skórach, to jeszcze by uszło! - dodał gromko
Tord. - Ale ona ma sukienkę!!
Piąty w myślach odmówił skróconą wersję litanii do wszystkich najgorszych demonów
w najgłębszych piekłach, polecając ich opiece wszystkich przeklętych szlachetnych
bohaterów.
- Królewna też nosi sukienki, a nie muszę wam chyba przypominać...! - warknął głośno.
- No tak! - zmieszał się trochę Alvad. Czuł się coraz bardziej niekomfortowo ze
świadomością, że próbował zabić Saliankę. - Ale ona jest... była zła!
- A ta tutaj ma nóż! Dobre kobiety nie noszą noży!
- Ty się nią zajmij! - zaproponował Tord, wyraznie ucieszony prostotą rozwiązania. - Wy
tam w Twierdzy i tak nie macie honoru...!
- Tylko jej nie zabij! - uzupełnił ostrzegawczo Orvd. - Bo może nigdy nie uratujemy tej
waszej królewny!
Przez cały czas jasnowłosa kobieta przysłuchiwała się ich wrzeszczanej dyskusji
najpierw z zaskoczeniem, a potem z zainteresowaniem. To zainteresowanie znacznie wzrosło,
kiedy padły słowa  królewna i  Twierdza . Do tego stopnia, że energiczna szlachcianka
opuściła sztylet. Co prawda tylko odrobinę, ale zawsze. W każdym razie przestała rozważać
rzucenie nim w gardło Plaskata.
- Jesteście z Twierdzy? - zapytała.
Rycerze i Piąty spojrzeli na nią, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę z jej istnienia.
Przez cały czas, kiedy krzyczeli do siebie nawzajem, jakimś cudem umknął im fakt, że temat
ich rozmowy nie tylko stoi obok, ale jeszcze słucha. Teraz nagle to do nich dotarło. Była to
dość kłopotliwa świadomość, zwłaszcza że w ferworze dyskusji nie do końca liczyli się ze
słowami.
- Tak. Praktycznie rzecz biorąc... Tak - przyznał z lekkim wahaniem Plaskat. W zasadzie
byli po drugiej stronie Gór Omszałych. Tu przyznanie się do pochodzenia z Twierdzy chyba
niczym nie groziło, przynajmniej niczym brutalnym. A jeśli ta kobieta wiedziała coś o
królewnie, gotów był przyznać się nie tyko do pochodzenia, ale do wszystkich zbrodni, które
popełnił. - Widziałaś moją Panią, prawda? - Postąpił o krok w jej stronę, ale zaraz się
zatrzymał. Przypuszczalna szlachcianka wciąż trzymała w dłoni sztylet. I chyba nie do końca
porzuciła pomysł ewentualnego wykorzystania broni. - Wiesz, gdzie ona jest?
Kobieta przygryzła wargi, jakby szykując się do przekazania złych wieści. Jej spojrzenie
uciekło w bok, omijając Piątego.
Plaskat nagle poczuł, że ziemia ugina mu się pod stopami. Na oślep podszedł do
najbliższej ściany i wsparł się o nią ręką.
- Nie żyje? - zapytał dziwnie ochrypłym głosem.
- Nie, skąd - zapewniła go pośpiesznie jasnowłosa, wyraznie przestraszona jego reakcją.
Z drugiego końca ulicy rycerze spoglądali na swego towarzysza ze zdumieniem. Podczas
wspólnej podróży nie zdarzyło im się jeszcze widzieć, żeby coś go tak poruszyło.
- %7łyje, to znaczy tak mi się wydaje... Ale na pewno żyje, tylko podąża prosto w paszczę
lwa.
Powietrze, które Piąty wciągał do płuc, nagle straciło swój nieznośny ciężar. Bruk na
ulicy znów był prosty i twardy, a na wieczornym niebie, choć było to niemożliwe, zaświeciło
słońce. Plaskat wyprostował się, otrzepując z irytacją dłoń. Nie powinien był dać się ponieść
emocjom, nie przy ludziach, a konkretniej, nie przy tych ludziach. Ale najważniejsze, że
Saliance nic nie było.
- Lepiej dla tego lwa, żeby miał mocne zęby - mruknął. - Więc gdzie ona jest?
Kobieta wciąż nie wyglądała na przekonaną, czy powinna z nimi rozmawiać. Za jej
plecami Eind zrobił krok do przodu. Natychmiast odwróciła się do niego, wciąż gotowa
odeprzeć atak.
- Królewna została porwana - powiedział łagodnie król, a szczerość i szlachetność wręcz
z niego promieniowały, rozświetlając blaskiem szarą ulicę. - Wyruszyliśmy jej na ratunek.
Nim jednak zdołaliśmy dogonić porywaczy, królewna zdołała im uciec. Ona nie zna
tutejszych okolic, zwyczajów, krain. Pierwszy raz jest sama poza Twierdzą, w ogóle nie wie,
jak wygląda zwyczajne życie. Musimy ją odnalezć i odwiezć do domu.
- Jesteście z Twierdzy? - upewniła się jasnowłosa.
- Tak - odparł stanowczo Piąty, zanim którykolwiek z rycerzy zdążył się odezwać. Tylko
tego teraz brakowało, żeby powiedzieli prawdę, a może jeszcze wdali się w zawiłe
tłumaczenia. - Jestem Plaskat, Piąty Rady Twierdzy. Ci szlachetni rycerze - wskazał na drugi
koniec uliczki - towarzyszą mi w zaszczytnej misji odnalezienia i ocalenia naszej Pani - udało
mu się nie przyznać, jak jest naprawdę, a jednocześnie nie skłamać, przynajmniej nie na tyle,
żeby król i jego towarzysze poczuli się zmuszeni go skorygować. - Proszę, powiedz nam,
kiedy spotkałaś królewnę? Wszystko z nią w porządku? Gdzie ona jest?
- Na imię mam Kalta - przedstawiła się kobieta. - Trzy dni temu waszą królewnę
przedstawił mi nasz... mój przyjaciel.
- A skąd on ją znał? - rzucił obojętnie Alvad. Tak bardzo obojętnie, że aż nie dało się tej
całkowitej obojętności nie zauważyć.
- Spotkali się w Leśnej Przystani - słysząc to, rycerze wymienili między sobą spojrzenia.
Znalazł się tajemniczy młodzieniec, z którym Salianka podążyła w nieznane, choć wciąż
niejasne było, dlaczego to zrobiła. Kalta nie dostrzegła ich reakcji. Mówiła dalej: - O ile
wiem, pomogła mu wyplatać się z... drobnych kłopotów, a on zabrał ją do miasta. Była
zagubiona i bała się swoich porywaczy.
- Bała się? - zdziwił się Tord. - Przecież ona ich... - urwał gwałtownie. Zajął się
masowaniem obolałej goleni, w którą kopnął go stojący obok król. Jasne było, że kobieta nie
mówi im wszystkiego. Zręcznie prześlizgiwała się po tematach  mój przyjaciel i  drobne
kłopoty . Może zresztą sama nie wiedziała, co właściwie zaszło w Leśnej Przystani. Lepiej jej
było nie uświadamiać, że zagubiona i przerażona królewna zabiła już co najmniej cztery
osoby.
- Miło z jego strony, że się o nią zatroszczył - wtrącił Piąty, mając nadzieję, że Kalta
szybko zapomni o zaskoczeniu Torda. - Ale gdzie królewna jest teraz?
- Tu właśnie pojawia się problem - zmartwiła się Kalta. - Spotkałam ją trzy dni temu,
była bardzo zmartwiona, kiedy dowiedziała się, że Jonas opuścił miasto. Wczoraj wyruszała
karawana na drugą stronę Gór Omszałych, wasza królewna miała się z nią zabrać, ale kiedy
poszłam do niej do gospody, powiedziano mi, że wyniosła się stamtąd jeszcze przed rozmową
ze mną. Obawiam się, że pojechała za Jonasem... Księżniczki bywają afektowane, a on jej
pomógł.
Było jej bardzo przykro, że nie dopilnowała arystokratki. W końcu trudno od królewny
wymagać znajomości życia czy choćby sensownych postępków. Jak się całe życie spędza w
pięknym pałacu, z dala od trosk, w otoczeniu wiernych sług chroniących swoją panią od
wszelkich cieni i problemów, to trudno postępować rozsądnie, kiedy jest się nagle zdanym na
samą siebie. Kalta czuła się winna, że o tym wcześniej nie pomyślała. Nie należało zostawiać
Salianki samej w gospodzie w obcym mieście, przerażonej i z pewnością przekonanej, że
jedyną życzliwą jej osobą na tym świecie jest Jonas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •