[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wskazówki mogącej wyjaśnić, kim naprawdę jest Michaił. Ale Rauss nie wiedział nic ponad
to, co zeznał już wcześniej.
Kilka dni pózniej Gehlen i Lansdorff czytali razem zapis tej rozmowy w gabinecie
generała.
- Wynika z tego, że jedyną osobą, która zna Michaiła jest Hess - powiedział Lansdorf.
- A on od dwóch tygodni siedzi w Spandau i prawdopodobnie spędzi tam resztę życia pod
strażą Rosjan.
- Nie jestem pewien, czy powinien pan kontynuować współpracę z Michaiłem. - W
głosie Gehlena zabrzmiał niepokój.
- Nie rozumiem.
- To chyba zrozumiałe, pułkowniku - odparł Gehlen zniecierpliwiony koniecznością
wyjaśniania tak oczywistych rzeczy. - Zarówno Waszyngton, jak i tutejsi dowódcy
amerykańscy krytykują mnie za wciąganie do naszej organizacji byłych nazistów. Co będzie,
gdy dowiedzą się, że jeden z naszych najważniejszych agentów został pierwotnie
zwerbowany przez skazanego za zbrodnie wojenne Rudolfa Hessa? Amerykanie są wciąż
bardzo podejrzliwi, pan zresztą o tym wie. Potrzebują nas do wykonywania dla nich roboty
wywiadowczej przeciwko Sowietom, ale są dalecy od ufania nam.
- Michaił to fantastyczne zródło informacji. Tylko to powinno nas obchodzić. -
Lansdorff pomyślał, że właśnie tego można się było spodziewać po Gehlenie: myślał o
komplikacjach politycznych, podczas gdy powinni się koncentrować na działalności
wywiadowczej. - To chyba nie ma znaczenia, w jaki sposób zaczął z nami współpracować.
Gehlen nie odezwał się, ale jego oblicze wyrażało niezadowolenie.
- Czy mam zerwać z nim kontakt? - spytał Lansdorff. Wiedział, że Gehlen by na to nie
poszedł. Nie mogli sobie pozwolić na utratę Michaiła.
- Nie, nie. - Gehlen niecierpliwie pokręcił głową. - Niech pan go dalej wykorzystuje.
Lansdorff podtrzymywał łączność z Michaiłem i meldunki z Moskwy nadchodziły po
jednym, dwa każdego tygodnia. W czerwcu 1949 Organizacja Gehlena została wyjęta spod
kontroli wywiadu wojskowego i stała się instytucją podlegającą CIA i przez nią też była
finansowana. A jednak nic się nie zmieniło - informacje od Michaiła napływały tak, jak
dawniej, i wciąż były najwyższej jakości. Był on najcenniejszym agentem pracującym dla
CIA na terenie ZSRR.
Tak było do 10 marca 1952, kiedy radiooperator Lansdorffa o oznaczonej porze czekał
na kolejny meldunek od Michaiła, ale w eterze trwała martwa cisza. Lansdorff polecił nadać
sygnał wywoławczy, ale i tym razem nie było odpowiedzi. Lansdorff zameldował o tym
Gehlenowi.
- Musiał zostać zdekonspirowany - zawyrokował generał. - Niech pan zaprzestanie
nasłuchu na jego częstotliwości.
- Chciałbym jeszcze spróbować. - Lansdorff pomyślał, że milczenie Michaiła musiało
przynieść Gehlenowi pewną ulgę. Nawet teraz, po pięciu latach, samo wspomnienie o Hessie
napawało Gehlena niepokojem. - Może jego nadajnik uległ uszkodzeniu. Albo miał jakiś
wypadek. Dajmy mu szansę.
- No dobrze. - Gehlen zgodził się niechętnie. - Proszę mnie na bieżąco informować.
Radiooperator Lansdorfa przez dwa miesiące próbował nawiązać kontakt z
Michaiłem, po czym Gehlen nakazał zamknięcie sprawy i uważanie agenta za straconego.
Rozdział 22
Strang wrócił do Europy samolotem Lufthansy, który wylądował we Frankfurcie kilka
minut po ósmej rano. Czekając na lot do Berlina, zatelefonował do mieszkania Karin
Hartmann i poprosił ją o spotkanie.
- No dobrze, ale kiedy? Gdzie teraz jesteś?
- We Frankfurcie.
- A skąd się tam, na Boga, wziąłeś?
- Mam przesiadkę. Właśnie wracam z Nowego Jorku.
- Skąd?? Ależ ty masz tempo. Nawet nie wiedziałam, że wyjechałeś z Berlina. Kiedy
tu będziesz?
- O dziesiątej piętnaście.
- Niedobrze. Muszę wyjść o wpół do jedenastej i nie wiem, kiedy wrócę, ale chyba
dość pózno.
- Cholera. - Mieszkała w dzielnicy Tiergarten, kilka kilometrów od lotniska.
Niemożliwe, żeby zdążył.
- Czy jedziesz z lotniska prosto do domu?
- Tak.
- W takim razie przyjadę i podwiozę cię. Udaję się niedaleko miejsca, gdzie
mieszkasz. Porozmawiamy w samochodzie. Czy to cię urządza, Philipie?
- Zupełnie. Przylatuję Pan Am em.
- A więc kwadrans po dziesiątej.
- Tak jest. - Ciekaw był jej reakcji na to, co miał jej do powiedzenia.
Gdy wylądował na lotnisku Tagel, nie było jej jeszcze w hali terminalu, ale kiedy
wyszedł na zewnątrz pędziła już od strony parkingu. Jej blond włosy unosiły się i opadały w
rytmie jej kroków, jaśniejąc w słońcu. Miała na sobie jasnoniebieską garsonkę z jeansu i poły
rozpiętego żakietu trzepotały, gdy biegła. Pomyślał, że chętnie towarzyszyłby jej,
dokądkolwiek dzisiaj szła.
- Przepraszam. - Stanęła i dysząc uśmiechnęła się do niego. - Myślałam, że jest
wcześniej. Długo czekasz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]