[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeciętny wzrost. Przeciętny wygląd.
- Jack ma czarne włosy - powiedziała Lara. - Ale powiedziałabym, że jest wyższy niż
przeciętna. I o wiele przystojniejszy niż...
- Przeciętny kosmita? - mruknęła LaToya. - Podejrzany wszedł do delikatesów. Nie
wydaje mi się, żeby to był on. I znowu zaczęło mżyć, niech to szlag.
- Chcesz wracać?
- Odmowa. Wykonuję zadanie. Zagraża nam inwazja Obcych. - LaToya naciągnęła kaptur
bluzy z logo Uniwersytetu Luizjany. - A tak swoją drogą, ciekawe, co jedzą obcy. Mam
nadzieję, że twój Jack nie wybiera się do nas, żeby pozyskać nas na pokarm.
- Jack nie jest Obcym. - Ale Lara sama nie wiedziała, kim jest. Rozejrzała się po
mieszkaniu, by sprawdzić, czy wygląda przyzwoicie. Naczynia zostały spłukane i
wstawione do zmywarki. Z kuchni przechodziło się do salonu, który był tak mały, że
utrzymanie w nim porządku nie sprawiało im kłopotu. W jej sypialni panował lekki
bałagan, ale Lara nie zamierzała zapraszać tam Jacka, choć LaToya upierała się, że
powinna go rozebrać i poszukać dodatkowych pępków, ukrytych łusek czy skrzeli.
Serce Lary przyspieszyło na samą myśl, że znów go zobaczy. Jak on jej to wszystko
wyjaśni? I jak ona zareaguje? A jeśli Jack naprawdę wyzna jej, że jest kosmitą? Parsknęła.
Głupstwa LaToi zaczynały na nią działać. Musiało być jakieś rozsądne wyjaśnienie
zdolności Jacka. Błagam, niech będzie rozsądne.
Chciała, żeby był człowiekiem. Wolnym. I zainteresowanym nią. Och, do diabła, chciała,
żeby czcił ziemię, po której ona stąpa.
- Cholera, kto by się spodziewał? - warknęła LaToya.
- Co? - Lara wytężyła wzrok, patrząc przez okno. - Widzisz go?
- Nie. Patrzę przez witrynę piekarni pani Yee. Baba przysięga, że wszystko codziennie jest
świeże, ale ta kremowa babeczka z polewą czekoladową ma taką samą czarną kropkę jak
wczorajsza. Mówię ci, że to ta sama.
- LaToya, ślinisz się do tych kremowych babeczek od tygodnia. Po prostu kup sobie jedną
i zjedz, do licha.
- %7łartujesz? Wiesz, ile to kalorii?
Na czarnym, mokrym asfalcie błysnęły światła, kiedy kolejny samochód skręcił w ulicę.
Lara ze swojego miejsca nie dostrzegła go jeszcze.
- Widzisz go?
- Tak. Czarny czterodrzwiowy sedan. Włączone wycieraczki. Jedzie powoli, jakby szukał
miejsca do parkowania.
Lara zesztywniała, kiedy samochód przejechał pod oknem.
- Zdaje się, że to lexus. To może być Jack.
- Miał przyciemniane szyby - ciągnęła LaToya. - Nie widziałam kierowcy. Czekaj. Parkuje
na rogu, przy stojaku z gazetami. Idę w tamtą stronę.
Lara patrzyła, jak LaToya idzie wzdłuż sklepowych witryn.
- O mój Boże - szepnęła LaToya.
- Co? Nic ci nie jest? - spytała Lara. Jej przyjaciółka zatrzymała się w miejscu.
- O mój Boże. - LaToya odwróciła się, by spojrzeć na wystawę, która, niestety, była pusta. -
40
Jest po drugiej stronie ulicy, na końcu kwartału. Ależ z niego ciacho!
- To musi być Jack. - Serce Lary zabiło szybciej. Boże, zachowywała się śmiesznie jak
nastolatka zakochana w najprzystojniejszym chłopaku w szkole. Musiała się wziąć w
garść. Po tym, jak zdobyła tytuł Miss Luizjany Nastolatek, chciało się z nią umawiać
mnóstwo przystojnych chłopaków. Potrzebowała sporo czasu, by się zorientować, że oni
po prostu chcą sobie podbudować ego i reputację. I wystarczyłby im ktokolwiek, byle z
tytułem miss. Była obiektem, nie osobą. Po wypadku samochodowym wszyscy szybko
zniknęli.
- Raportuję stan aktualny: totalne ciacho jest w połowie drogi do naszego mieszkania -
szepnęła LaToya. - Jest zbyt przystojny, żeby być zimnokrwistym jaszczurem. Powtarzam,
podejrzany nie jest jaszczurem.
Lara przycisnęła twarz do okna, próbując go zobaczyć.
- O nie! - syknęła LaToya. - Właśnie na mnie spojrzał. Lara zakryła usta, kiedy wysoki,
ciemnowłosy mężczyzna przetruchtał przez ulicę, biegnąc prosto w stronę LaToi. Jack.
- Mówiłam ci, Bob! - wrzeszczała LaToya do telefonu. - Między nami koniec. Pakuj swoje
zasrane graty i wynoś się!
Lara wstrzymała oddech, czekając, czy teatrzyk LaToi zamydli Jackowi oczy.
- Przepraszam panią. - Usłyszała jego głos przez telefon LaToi. - Pani jest współlokatorką
Lary Boucher, prawda?
- Czyją? - obruszyła się LaToya. - Nie wiem, o kim pan mówi.
- Rozpoznaję pani głos - powiedział Jack. Zdołał usłyszeć przyciszony głos LaToi przez
ulicę? Larze przyszło do głowy, że może jedną z jego nieziemskich zdolności jest też
supersłuch.
- Jestem pewna, że pana nigdy nie widziałam - upierała się LaToya. - I jestem zajęta
rozmową z moim eks. Pan wybaczy.
- Proszę powiedzieć Larze, że zaraz będę.
- Hm. - LaToya ruszyła w przeciwną stronę. - Nie, Bob, nie zabierzesz courvoisiera. Jest
mój! Lara zobaczyła, że Jack znów przechodzi przez ulicę i znika w jej budynku.
- Słyszałaś to? - szepnęła LaToya. - On wie, kim jestem!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]