[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjaciela. Sejf szpitalny to było nader bezpieczne miejsce... Zabrakło mi
wszystkiego, słów, głosu, ocen i uczuć. Prawdopodobnie zdrętwiałam. Dwie ofiary,
jeden złapany zbrodniarz, potworna afera przemytnicza, chaos na czarnym rynku,
wszystko w pogoni za utraconym depozytem, który przez cały czas leżał spokojnie
w szpitalnym sejfie, pod patronatem właściciela...!!! Kiedy zeszłam na dół,
okazało się, że jest już pózny wieczór. Marcin siedział w samochodzie zupełnie
zielony na twarzy. Nic nie mówił i nie patrzył na mnie. Pomyślałam, że chyba
muszę go o tym wszystkim zawiadomić jakoś bardzo łagodnie i ostrożnie. - Na
twoim miejscu nie miałabym siły wyrzec się tego spadku - oznajmiłam łagodnie i
ostrożnie. - Fenomenalne znaczki! Marcin zesztywniał i nadal patrzył przed
siebie. - Wszystko w porządku - poprawiłam się. - On nie ma do ciebie żadnych
pretensji o ten depozyt. Bardzo cię lubi. Marcin, nie poruszając się, otworzył
usta i wydał z siebie krótki charkot. Przestraszyło mnie to. - O rany boskie,
uspokój się już, przecież mówię, że wszystko w porządku! Nie wiem, co ci
zginęło, ale prawdziwe znaczki są u niego. W komplecie. Właśnie je obejrzałam.
Są, jak Boga kocham, ten twój depozyt to był kolejny kamuflaż. Nie przejmuj się,
wcale mu nie mówiłam, że zginął, ale tam nic nie było. Marcinowi zaczęła znikać
z twarzy upiorna zieleń. Dla odmiany stopniowo sczerwieniał. Powoli i z
wysiłkiem odwrócił głowę w moją stronę. - Nie rozumiem ani jednego słowa z tego,
co mówisz - wyszeptał ochryple. - Bo zdaje się, że coś mówisz...? Z anielską
cierpliwością powtórzyłam wszystko jeszcze trzykrotnie. Wyciągnęłam z bagażnika
butelkę wody mineralnej i powtórzyłam czwarty raz. Pod wpływem wody i moich
przysiąg Marcin zaczął wreszcie wyglądać jak żywy. Po raz piąty dowiedział się,
jak było, za pomocą zadawania pytań, bo głos mu wrócił. Szóstego razu odmówiłam.
- Czyś oszalał? Przecież już umiesz na pamięć każdy szczegół! Sama jestem
wstrząśnięta, ale niedobrze mi się robi od powtarzania w kółko tego samego!
Jeszcze ci nie starcza?! - To jest najpiękniejsza opowieść świata - odparł
Marcin uroczyście. - Pomimo wszystko! Rany boskie, jak ja się potwornie upiję...
Nareszcie przestały mnie dręczyć wyrzuty sumienia! - No, owszem... Wszystkich
przestaną dręczyć... - Nie, nie to. Mam na myśli wyrzuty sumienia, które
dręczyły mnie, ponieważ wmieszałem w aferę niewinnego staruszka. Aadny mi
niewinny staruszek...! Patrzyłam na niego pytająco, bo coś mi tu nie pasowało.
Marcin wyjaśnił. - Orientujesz się chyba, że charakteru pisma człowiek nie
zmieni, choćby stawał na głowie? Jakoś te wszystkie przesyłki trzeba było
adresować, nie? Szczególnie te od Wiśniewskiego. No więc przyjmij do wiadomości,
że wszystkie adresował prawdziwy sprawca całego zamieszania, nasz niewinny
staruszek, nakłoniony do tego przeze mnie podstępem. Większość hurtem. Zdaje
się, że nikomu nie przyszło do głowy szukać nadawcy w szpitalu... I w rezultacie
okazało się, że przez przypadek powiedziałam majorowi świętą prawdę. Upiorny
legat nie zginął, a zatem nie było żadnych innych powodów popełnienia tego
całego, idiotycznego przestępstwa, jak tylko korzyść skarbu państwa...
KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]