[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spiesznie:
- Jadę do pani. Zaraz.
- Dziękuję... Bardzo proszę... Ona napisała coś, nim
wyszła z domu. Nic nie mogę zrozumieć i wygląda mi
to na brednie.
Craddock odłożył słuchawkę. Panna Blacklock
zapytała z niepokojem:
- Czy stało się coś pannie Marple? Mam nadzieję, że
nic złego.
- Ja też mam taką nadzieję - odrzekł inspektor.
Twarz miał pełną powagi, wargi zaciśnięte.
- Taka jest stara, wątła.
- Istotnie, proszę pani.
Panna Blacklock stała, szarpiąc nerwowo palcami
swój naszyjnik z pereł.
- Jest coraz gorzej - podjęła zdławionym głosem.
- Ktoś, kto robi to wszystko, inspektorze, musi być
obłąkany... kompletnie obłąkany.
- Czy ja wiem?
Pod nerwowymi palcami zerwała się kolia z pereł.
Gładkie białe kuleczki posypały się na podłogę.
Letycja Blacklock krzyknęła żałośnie:
- Moje perły! Moje perły!
Jej głos zabrzmiał nutą tak wielkiej rozpaczy, że
wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Odwróciła
się, dłonią zasłoniła szyję i szlochając wybiegła z
pokoju.
Filipa zaczęła zbierać perły.
- Nigdy nie widziałam jej w takim stanie -
powiedziała. - Zawsze nosiła ten naszyjnik... Cóż?
Może to prezent od kogoś szczególnie bliskiego? Jak
pan sądzi, inspektorze? Na przykład od Randalla
Goedlera?
- To prawdopodobne - odrzekł z wolna Craddock.
Filipa klęczała nadal. Pracowicie zbierała lśniące
kuleczki.
- Przecież te perły nie są... nie mogą być prawdziwe?
- zapytała. - W żadnym wypadku, prawda?
Inspektor wziął w palce jeden paciorek i zamierzał
odpowiedzieć lekceważąco: "Prawdziwe? Skąd
znowu!", lecz słowa uwięzły mu w gardle.
Czy rzeczywiście te perły nie mogą być prawdziwe?
Są tak duże, równe, że ich fałszywość wydaje się
oczywista. Jednakże Craddock przypomniał sobie
figurujące w policyjnych rejestrach zdarzenie, kiedy
to sznur prawdziwych pereł został sprzedany w
lombardzie za kilka szylingów.
Letycja Blacklock zapewniała go niejednokrotnie, że
nie ma w domu cennej biżuterii. Gdyby jednak te
perły byty prawdziwe, ich wartość sięgałaby
bajecznej sumy! Ostatecznie prezent od Randalla
Goedlera mógłby kosztować każdą sumę!
Perły wyglądają na fałszywe, muszą być fałszywe, ale
gdyby przypadkiem okazało się, że są prawdziwe?
To niewykluczone. Sama panna Blacklock mogła nie
zdawać sobie sprawy z ich wartości. Albo też
chroniła prawdziwy skarb, traktując go niby
świecidełko za co najwyżej dwie gwinee. Jaka
mogłaby być faktyczna wartość takiej kolii?
Bajeczna! W każdym razie godna popełnienia
morderstwa przez kogoś, kto byłby tego świadomy.
Inspektor z trudem oderwał się od tych rozważań.
Panna Marple zaginęła. Bez zwłoki trzeba jechać na
probostwo!
3
Państwo Harmonowie oczekiwali inspektora. Twarze
mieli zatroskane, posępne.
- Nie wróciła jeszcze - powiedziała Bułeczka.
- Czy wychodząc z Boulders mówiła, że wybiera się
do domu? - zapytał pastor.
- Właściwie nie mówiła - odrzekł z wolna Craddock,
przypominając sobie moment, w którym ostatni raz
widział pannę Marple.
Usta miała zaciśnięte, surowe błyski w łagodnych
zazwyczaj błękitnych oczach... Był to stanowczy
wyraz nieodwołalnego postanowienia, żeby... Co
robić? Dokąd
- Kiedy widziałam ją po raz ostatni - rzekł -
rozmawiała przy furtce z sierżantem Fletcherem.
Pózniej wyszła z ogrodu. Nie podejrzewałem, by
mogła pójść gdzie indziej, a nie do domu.
Powinienem odesłać ją samochodem, ale miałem
mnóstwo spraw na głowie, a ona wymknęła się cicho.
Może Fletcher coś wie. Gdzie jest Fletcher?
Zatelefonował do Boulders i usłyszał, że sierżant
wyszedł, ale nie powiedział, gdzie go należy szukać.
Craddock pomyślał, że jego podwładny mógł wrócić
po coś do Milchesteru. Wobec tego połączył się z
komendą policji, ale i tam nie uzyskał żadnych
wiadomości o sierżancie. Wtedy przypomniał sobie
rozmowę telefoniczną z Bułeczką i zwrócił się do
niej:
- Gdzie jest ten papier? Mówiła mi pani, że panna
Marple napisała coś przed wyjściem z domu.
Pani Harmon podała mu arkusik, a gdy rozłożył go
na stole, pochyliła się nad ramieniem inspektora, aby
razem z nim czytać na głos.
Pismo starszej pani było chwiejne, niełatwe do
odcyfrowania.
"Lampa".
Nieco niżej: "Fiołki".
Odstęp i pytanie: "Gdzie fiolka aspiryny?"
Kolejny punkt dziwnego rejestru był szczególnie
trudny do odczytania.
- "Rozkoszna Zmierć" - powiedziała wreszcie
Bułeczka. - Tak. To ciasto, które piecze Mitzi. - A
dalej? "Ciężki dopust znoszony pogodnie i z
odwagą..." Co to znaczy, u licha?
- "Kuracja jodowa" - przeczytał Craddock.
- I "Perły"... Aha! Perły.
- Dalej... "Lotty"... Nie, "Letty". Jej "e" wygląda
czasami jak "o".
- I "Berno"... A to co? "Emerytura".
Inspektor i pani Harmon wymienili zdziwione
spojrzenia. Następnie on powtórzył szybko wszystkie
punkty.
- Lampa. Fiołki. Gdzie fiolka z aspiryną? Rozkoszna
Zmierć. Ciężki dopust znoszony pogodnie i z odwagą.
Kuracja jodowa. Perły, Letty, Berno. Zapomoga
starcza.
- Co to wszystko znaczy? - zapytała Bułeczka. -
Chyba nic. Ja nie widzę żadnego sensu!
- Mnie zaczyna coś świtać... powiedział tonem
zastanowienia inspektor. - Ale sensu nie widzę jasno.
To ciekawe... "Perły". Czemu ona to napisała?
- O perłach? - podchwyciła pani Harmon. - To ma
jakieś znaczenie?
- Czy panna Blacklock zawsze nosi trzy sznurki pereł
przypominające obróżkę?
- Tak. Zawsze. Zmiejemy się z niej czasami. Bo tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •