[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to moment jakby złożenia broni, jakby rezygnacji ze wszystkich swoich praw, jakby zdanie
się na łaskę i niełaskę.
I od tego czasu Paweł zmienił się. Był może serdeczniejszy i życzliwszy niż dawniej, lecz
Krzysztof nie dostrzegał już w jego oczach tych połysków, które przyprawiały go przedtem o
utratę przytomności, które ciągnęły jak przepaść.
I przyszedł jeszcze zawód: Paweł milczał. Milczał o sobie, o swoich pracach, projektach,
planach, a przecież wszystko to najżywiej, najgłębiej mogło obchodzić Krzysztofa. Za żadne
skarby nie ujawniłby tego. Nie chciał być intruzem, nie chciałby narzucać swojej pomocy,
współpracy lub chociażby tylko życzliwej ciekawości, którą on mógłby wziąć za natręctwo.
Krzysztof doskonale rozumiał, że Paweł nie należy do ludzi, którzy są tak słabi, że swymi
radościami i zmartwieniami muszą się z kimś dzielić. Krzysztof wiedział, że człowiek ten
stanowi dla siebie całość, zamknięty w sobie wszechświat, lecz jakżeby pragnął mieć do tego
wszechświata wstęp on, Krzysztof, dla którego świat powszechny był zamknięty.
Pomimo wielokrotnych postanowień niezrobienia w tym kierunku ani jednego kroku, dwa
czy trzy razy od czasu powrotu Pawła z podróży zagranicznej Krzysztof zagadnął go o kilka
kwestyj, dotyczących powstającej właśnie Centrali Eksportowej. Paweł zresztą sam dał do
tego pierwszą sposobność. Pewnego dnia oświadczył wręcz Krzysztofowi:
 Dla uruchomienia Centrali Eksportowej potrzebne mi są jeszcze dość znaczne kapitały.
Pragnąłbym się jak najbardziej uniezależnić od rządu. Dlatego zaciągnąłem większą pożyczkę
za granicą. To jednak nie wystarcza. W bankach warszawskich mogę otrzymać jeszcze trzy
miliony złotych, lecz pożyczkę tę mogę zagwarantować tylko na naszych Zakładach Przemy-
słowych. Czy zgodzisz się na to?
 Ależ oczywiście. Przecie ty kierujesz naszym przedsiębiorstwem i tylko od twojej woli
zależy, jak postąpisz.
 Bardzo ci dziękuję za zaufanie, moja droga, ale w udzieleniu takiej gwarancji jest pewne
ryzyko. Centrala Eksportowa prawie żadnego majątku nie posiada, a chociaż jej bankructwo
uważam za wykluczone, pewna ostrożność może być wskazana. Dowiódł tego chociażby
bank, który żąda, by na zabezpieczeniu obok mego figurował i twój podpis.
Właśnie wracając z banku po załatwieniu tej formalności rozmawiali o terminie pożyczki,
który Krzysztofowi wydał się zbyt krótki, i przy tej sposobności o rodzaju przedsięwzięcia
eksportowego. Paweł pokrótce objaśnił, na czym rzecz polega.
 Ależ to genialne  powiedział Krzysztof powinni cię mianować ministrem skarbu.
Paweł roześmiał się:
46
 Nigdy bym czegoś podobnego nie przyjął. Inicjatywa każdego ministra skrępowana jest
niezliczoną ilością praw, przepisów, paragrafów. Daruj, moja droga, ale to dla mnie zbyt nud-
ne. Udusiłbym się w tym.
Innym znowu razem, podczas gdy rozmawiali w gabinecie, zameldowano inżyniera Ott-
mana. Po jego wyjściu Krzysztof zapytał:
 Czy istotnie ten kauczuk syntetyczny jest takim dobrym interesem?
 Przyniesie mi miliony, grube miliony  w zamyśleniu odpowiedział Paweł.
W kilka dni pózniej sam zaproponował:
 Może chciałabyś obejrzeć tę fabryczkę? Jest już w pełnym biegu. Przekonasz się, jak to
się prosto robi.
Oczywiście Krzysztof zgodził się natychmiast. Fabryką był zachwycony, chociaż droga do
niej prowadziła przez okropne wertepy, gdyż na właściwym przejezdzie układano kauczuko-
wą jezdnię.
Na tym się jednak skończyło. Paweł więcej nie wspominał o swoich interesach, a chociaż
widywali się codziennie w fabryce, na rozmowy nie było czasu. Zresztą Paweł nie spędzał tu
więcej ponad godzinę czasu, pochłonięty innymi sprawami.
Pomimo to jego obecność w Warszawie po prostu w jakiś czarodziejski sposób wpływała
na pomyślność spraw fabrycznych. Nie tylko napływały wciąż nowe zamówienia, nie tylko
przystąpiono do budowy nowych warsztatów, lecz i w wewnętrznej administracji panował
ład, do jakiego Krzysztof, poświęcając podczas nieobecności Pawła maksimum czasu i wysił-
ku, nie umiał doprowadzić. W stosunkach z podwładnymi cechowała Pawła pewnego rodzaju
bezwzględność. Początkowo raziło Krzysztofa to, że bez chwili wahania usuwał najstarszych
i najbardziej do firmy przywiązanych pracowników, nawet bez wielkiej winy z ich strony.
 Nieudolność  mówił  jest największą winą. Powiedz mi sama, czy upierałabyś się przy
pozostawieniu starej i ustawicznie psującej się maszyny tylko dlatego, że kiedyś oddawała
usługi? Wprawdzie człowiek nie jest maszyną, lecz przedsiębiorstwo nie jest zakładem do-
broczynnym. Ci, którzy rozumowali inaczej, potracili już dawno swoje przedsiębiorstwa i
sami potrzebują dobroczynności. Z dwojga złego wolę wyrzec się rozkoszy miłosierdzia, niż
oczekiwać go pózniej od innych.
Rozumowaniu temu trudno było odmówić słuszności. Zresztą przemawiał przeciw niemu
tylko wzgląd, który Krzysztof sam chętnie nazywał kobiecym sentymentalizmem i którego
unikał przez lat tyle.
Kryteria, którymi kierował się Paweł, zdawały się Krzysztofowi właśnie ideałem tego, ku
czemu dążył, chcąc przyswoić sobie jak najbardziej męski punkt patrzenia na życie. Wszyst-
ko, co z tym dążeniem kolidowało, zawsze starał się w sobie stłumić i nie dopuścić do głosu.
Z biegiem lat istotnie wszelkie odruchy uczuciowe osłabły w nim, niemal zanikły.
Nie miały zresztą odpowiedniego klimatu do rozwoju. Czuła serdeczność matki nie po-
zwalała zapomnieć, że ta sama matka była sprawcą największej tragedii kochanego dziecka.
Ojciec, chory i zawsze smutny, wywierał wrażenie zamkniętego w sobie winowajcy. Przyja-
ciół Krzysztof nie miał.
Cóż dziwnego, że wszelkie objawy uczuć uważał za niegodne dojrzałego człowieka, a gdy
owładnęło nim uczucie tak potężne, jak miłość do Pawła, uważał je za jakieś niespotykane,
przedziwne, niemal święte misterium, którego pojąć nie umiał, a walka z którym była bezna-
dziejnym szaleństwem.
Uczucie to było treścią życia Krzysztofa i zdawało mu się, że jest też jego celem.
Zbyt wiele przemyślał nad swoją upośledzoną rolą wśród ludzi, do zbyt ostatecznych do-
szedł od dawna rezygnacyj, by uważać się za uprawnionego do żądania dla siebie normalnego
ludzkiego szczęścia. Czyż nie było już szczęściem to, że codziennie widział jego uśmiech, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •