[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pędzlami umieścił na tylnym siedzeniu i właśnie zabierał się do
zatrzaśnięcia klapy bagażnika, kiedy usłyszał z daleka wołanie Gosi, żeby
się wstrzymał, bo jeszcze powinna tam się zmieścić drabina. Zbiegała ze
skarpy dzwigając metalową, składaną drabinę i termos. Zmieniła ubranie.
Miała na sobie błękitny, płócienny roboczy kombinezon, cały aż pstry od
kolorowych plam po lakierach i farbach. - Do pracy, panie Symetryczny -
zakomenderowała, kiedy już zasiadł za kierownicą. - Cała noc przed nami. W
śródmieściu poleciła mu wjechać na jakiś co dopiero splantowany plac po
rozebranym domu. Szczytowa ściana sąsiedniej posesji, ocalała z rozbiórki,
wymalowana była do połowy barwną reklamą toto-lotka. Ogromna, trzypiętrowa
tarcza strzelnicza z numerkami totalizatora poprzecinana była wzdłuż i
wszerz siatką murarskiego rusztowania. Wyglądało to, jakby jakieś
imponującej wielkości regały przystawiono do barwnego plakatu. Mniej więcej
na wysokości drugiego piętra rzędem biegnące litery obiecywały grającym
milion. Tekstu, wymalowanego mniejszymi nieco literami, nie sposób było
odczytać z powodu zapadającego już zmroku, a głównie dlatego, że nie
domalowano ich do końca. Gosia wyskoczyła z warszawy i wziąwszy się pod
boki długo mierzyła ścianę spojrzeniem alpinisty, który za chwilę podjąć ma
ryzyko wspinaczki. Andrzej już pomału zaczął się domyślać, po co ją tutaj
przywiózł. Odwróciła się do niego i wyciągnęła ramię w stronę ściany gestem
dowódcy wskazującego kierunek natarcia. - Obejmiesz całą tę ścianę
światłami? - spytała. - Jakimi światłami? - Przecież nie potrzebowałam
ciebie do transportu pędzli. To mógłby zrobić każdy taksówkarz. Cofnij się
i daj długie światła. Posłusznie wrócił do auta i włączywszy wsteczny bieg
cofał samochód tak długo, dopóki żółta plama świateł pełznąc coraz wyżej po
ścianie nie zdołała objąć wysokości drugiego piętra. Gosia po drewnianych
szczeblach drabiny, łączącej piętra rusztowań, wspinała się lekko i
zwinnie, jakby chcąc dogonić umykający przed nią jaskrawy krąg świateł.
Osiągnąwszy drugie piętro wyglądała na tle czarnych cięciw przecinających
tarczę reklamy jak jakiś niebieski owad schwytany w sieć pająka. -
Akumulator masz okay? - Bo co? Szerokim gestem ramienia wskazała malowidło
za sobą. - Bo muszę skończyć tę superchałturę do rana. Zerknął na
podświetloną tarczę zegara tkwiącego w tablicy rozdzielczej. Dochodziła
zaledwie dwudziesta trzydzieści. W oknach domów okalających placyk widać
było, jak tu i ówdzie gasły już światła. Na pierwszym piętrze jakaś kobieta
w samej tylko halce mozolnie ubijała w dłoniach poduszkę szykując się do
spania. "W tej chwili - pomyślał - Ewa zdążyła już pewnie pogasić nocne
lampki w pokoju chłopców." Obszedł samochód dokoła, otworzył bagażnik i
zaczął układać w drewnianym szafliku puszki z farbami. Na rusztowaniu Gosia
studiowała tymczasem wyrysowany na karcie bristolu szkic reklamowego hasła,
które w powiększeniu miała odtworzyć na murze. Przyciskając do biodra
szaflik, który utrudniał mu wspinaczkę, wdrapywał się szczebel po szczeblu
po pionowej murarskiej drabinie łączącej półki rusztowań. Widział nad sobą
majtające w powietrzu niebieskie nogawki kombinezonu Gosi, która siedziała
na desce jak na huśtawce i łopatką szpachlówki zeskrobywała nierówności
tynku. Kiedy doniósł jej puszki z farbami, usiadł na desce rusztowania
okrakiem jak na nie osiodłanym koniu i zaczął się przyglądać domowi
naprzeciwko. Jakiś staruszek cierpiący widać na bezsenność tkwił nieruchomo
w otwartym oknie gapiąc się w wylot opustoszałej ulicy. Na drugim piętrze
łysy jak jajo mężczyzna w gimnastycznej koszulce rozciągał sprężyny hantli.
Piętro pod nim, zza zasłony firanek widać było siedzącą obok siebie parę
zapatrzoną pewnie w telewizor. Cisza spętała miasto. Tylko od czasu do
czasu słychać było gdzieś daleko pomykający samochód. Czasem też rozlegał
się łomot nie domykających się metalowych drzwi budki z telefonicznym
automatem. Odwrócił się: Gosia za jego plecami zdołała już powlec farbą
centralną część tarczy i wymalować pośrodku niej cyfrę "49". Ukradkiem
spojrzał na zegarek: dochodziła północ. - Mów coś! Damy zabawia się rozmową
- usłyszał nagle głos dziewczyny. W ciszy nocnej jej słowa zabrzmiały
szczególnie donośnie. - Pobudzimy ludzi. - To co? - wychyliła się do niego
spoza barierki rusztowania. - Szkoda życia na spanie. Dochodziła pierwsza,
kiedy zarządziła przerwę na posiłek. Andrzej zlazł na dół, wygasił na ten
czas światła w warszawie, a kiedy powrócił na rusztowanie, niósł ze sobą
pleciony koszyczek, w którym były kanapki i termos z herbatą. Posilali się
siedząc na desce. Gosia nie przestawała majtać w powietrzu nogami jak
rozbawiona mała dziewczynka. Na przemian popijali z plastikowej nakrętki, z
której parowała gorąca herbata. - Jadłeś już kiedyś śniadanie w powietrzu?
- spytała. - Tak, w samolocie. Nie była rada z tej jego jak zwykle
rzeczowej i konkretnej odpowiedzi. Dostrzegł to i dodał: - Dobrze, że nie
zaproponowałaś mi śniadania pod wodą. - Dobra myśl! - podchwyciła
natychmiast. - Jak skończymy, pojedziemy wykąpać się do Wisły. - Nie mam
kąpielówek. - Na szczęście i ja nie mam kostiumu - zaśmiała się. Oddał jej
kubek z resztkami herbaty. Przez chwilę przyglądał się, jak piła. - Czy ty
zawsze się tak zgrywasz? - spytał. - Czy tylko przy mnie? Zagrała palcami
po wieku plastikowego kubka jak na bębenku. - Nie wierzysz tym, którzy
robią, co lubią - powiedziała. - Ja sama ustanawiam obowiązki. Inne
odrzucam. By nie być kopią tych wszystkich automatów do trawienia - żeby
nie miał wątpliwości, kogo ma na myśli, gestem ręki objęła okna domu
naprzeciwko. Już w żadnym nie paliło się światło. - Nie jesteś
konsekwentna. - I wcale nie chcę. Konsekwentni są tylko nieboszczycy. Tylko
oni jedni doprowadzają wszystko do końca. - Nie jesteś konsekwentna -
powtórzył z naciskiem. - Wygłaszasz teksty bez pokrycia. Po co dajesz rady
w "Emilii"? Po co dzisiaj pacykujesz tę ścianę? Ty, człowiek taki wolny?
Uniosła w górę trzonek pędzla. - Ta jedna noc - powiedziała - da mi trzy
miesiące wolności. Wy wszyscy pracujecie, żeby przeżyć, ja - żeby żyć.
Wiesz, jaka to różnica? Jak z hotelem. Dla jednych to tylko miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •