[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedy pracowaliście u Roszkowskiej?
- Ja tam daty nie pamiętam, ale jeżeli pan major mówi, że to było w ten sam dzień, kiedy
zrobili z nią koniec, tak mogło być.
- W jakich godzinach pracowaliście?
- Umówiłem się z nią poprzedniego dnia, że przyjdę po drugiej. Chyba tak było. Wyszedłem
po piątej. Zostawiłem ją zdrową i całą. Po co miałbym ją zabijać? Dla tych paru groszy?
Sama mówiła, że jest emerytką. Skarby u takiej się znajdzie? Zresztą ja nie z tych, co na
mokro. Dwadzieścia lat byłem uczciwym złodziejem. Niech pan major zapyta po
dzielnicach albo tutaj w  kradzieżówce", czy zdarzyło się, żeby  Zyzio" dokumentów albo
książeczki PKO nie odesłał.
- U Kowalczyk też byliście?
- Pan major wie, że byłem. A jakże, szafkę zreperowa-łem. Dała mi pieniądze, zamek
kupiłem. Nie lipę, ale taki, że dobry fachowiec go nie otworzy. Zamocowałem jak się
patrzy. Wiem, że kiedy hinty chciały tam wejść, musiały siekierą łamać.
- To było też w dniu śmierci Ireny Kowalczyk?
- Nie. Z tydzień przed tym. Pamiętam, że drugi raz kiedyś tam zaszedłem popytać, czy
czegoś więcej nie potrzebuje.
- No i co?
- Wtedy nic nie miała do zrobienia. Właśnie przywiezli jej nowe meble. Niczego sobie. Na
wysoki połysk. Wtedy widziałem ją ostatni raz.
- Dlaczego tak kręciliście się koło niej? Przecież robota była tam skończona.
54
55
- Ja do każdego mieszkania zachodziłem kilka razy. Co parę dni. Kiedy ludzie dostaną
mieszkanie, to najpierw wydaje im się wszystko cacy-cacy. Dopiero pózniej, kiedy
rozstawią graty, to widzą różne niedoróbki. A to okno się nie rozkręca, a to półek brakuje w
szafie ściennej. Nieraz człowiek zagląda cztery razy i gadać z nim nie chcą, a za piątym
przez okno wołają, że jest potrzebny.
- Powiedzcie teraz, dlaczego uciekliście po tym drugim zabójstwie?
- Ja uciekłem?
- Od tego czasu nikt was nie widział na ulicy Napoleona Gamaszki. Kilkuset ludzi przez
przeszło tydzień nie mogło was znalezć w całej Warszawie.
- Nie wiedziałem że  Zyzio" taki ważny, żeby aż tylu hint... panów wywiadowców go
szukało. Panie majorze, przecież to pazdziernik! Wykopki. Moja żona pochodzi spod
Ostrowia Mazowieckiego. Pojechalim do brata. %7łona pomagała przy ziemniakach i przy
burakach. A ja? Na wsi stolarz zawsze robotę znajdzie. Trzy tygodnie tam siedzie-lim.
Kiedy wróciłem na Targówek, na drugi dzień poszedłem na Gamaszki. Na zgubę mojej
niewinnej duszy. W pierwszej kamienicy ten facet ucapił mnie za kołnierz. %7łeby nie pan
dzielnicowy, to by mnie chyba żywcem rozerwali. I za co? Za niewinność.
Wyględowski spojrzał na majora Sozańskiego. Uważał, że przesłuchiwany zmęczył się
swoim opowiadaniem i że dzisiaj nic więcej z niego się nie wyciśnie. Dochodzenie i tak
posunęło się spory krok naprzód. Wacławowi Karpiowi nareszcie otworzono usta. Kiedy
powiedział  a", powie  b", a potem wyduka cały alfabet do końca. To tylko kwestia czasu.
Psycholog kiwnął głową, że zrozumiał i że jest tego samego zdania.
- Skończymy dzisiaj. Jutro znowu pogadamy. Mam nadzieję, że do jutra przypomnicie sobie
resztę.
- Panie majorze, chciałbym obywatelowi Karpiowi zadać kilka pytań.
Wyględowski ze zdziwieniem spojrzał na sierżanta Lip-kowskiego, ale uprzejmie
odpowiedział:
56
- Proszę, pytajcie.
- Opiszcie mi, Karp, wygląd mieszkania Roszkowskiej.
- No, jak miało wyglądać? Po prostu, jak to mieszkanie.
- Ja wiem, że to nie był chlew. Jakie tam były meble? Chodzi mi wyłącznie o pokój.
Przesłuchiwany zastanawiał się.
- Na podłodze leżał dywan. Mocno już wytarty. Był też stolik. Kwadratowy, rozsuwany.
Trzy krzesła. Pod ścianą stało biurko. Bejcowane na ciemno. Na nim telewizor. Zasłony na
oknach w ciapki. Tapczan dość zużyty, przykryty kocem. Chyba zielonym. Koło tapczanu
stolik albo półka. Na tym radio. Na oknie kwiatki. Musiałem je w czasie pracy przenieść na
biurko. Coś ze cztery doniczki. Co mogło być jeszcze?... Dwa fotele z jakimiś poduszkami.
Zwięty obrazek nad tapczanem...
- Trzeba przyznać, że jesteście spostrzegawczy, Karp. A jakie radio, przypominacie sobie?
 Zyzio" dumał przez moment.
- Stary grat. W ogóle w tym mieszkaniu poza telewizorem nic nowego nie było. Chyba
 Aga", bo nie prostokątne pudło, lecz z poprzeczną skalą.
- Macie rację - przyznał dzielnicowy - rzeczywiście  Aga".
- A zasłony jakiego koloru?
- Zielone z popielatym i chyba z żółtym.
- Stolik jasny czy ciemny?
- Stolik jesionowy. Jasny. Krzesła też takie. Nawet radziłem pani Roszkowskiej, żeby
przyciemnić pod kolor biurka.
- Jaki telewizor?
- Duży.  Granit", wiem na pewno, bo sąsiad na Targówku, ten Kalisiak co ma taryfę, kupił
taki sam.
- W kuchni byliście?
- Byłem. Biały stolik. Taboret, z którego już farba obła-zi i czwarte krzesło z tego kompletu,
poza tym biały kre-densik i półka na ścianie.
- Znakomicie zapamiętaliście, Karp - sierżant wydawał się zadowolony z otrzymanych
odpowiedzi. - To wszystko, panie majorze.
57
Dyżurny odprowadził Wacława Karpia do celi. Maszynistka złożyła kartki protokołu i także
wyszła. Przesłuchujący zostali sami.
- Akcja rozwija się prawidłowo - stwierdził major So-zański. - Tego rodzaju przestępcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •