[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kapitan przyjął ofiarowaną mu szczotkę i ręcznik. Kierowca samochodu, sierżant
MO pomagał mu w doprowadzeniu munduru do porządku.
- Dobrze, że mamy chociaż psa - zauważył sierżant, który już nieraz brał udział w
różnych akcjach razem z kapitanem i dlatego pozwalał sobie na pewną poufałość. -
Dałby nam  stary", gdybyśmy nawet takiego sukcesu nie mieli. A i tak wyobrażam
sobie, co kapitanowi powie. Nie chciałbym na pana miejscu składać dzisiaj raportu.
- Tak - przytaknął kapitan. - Czeka mnie ten przykry moment. Pułkownik na pewno
nie będzie zadowolony.
- Aby tylko przetrzymać pierwsze chwile. Nic się nie tłumaczyć, bo to jeszcze gorzej.
Najlepiej nic nie mówić. Pamiętam, było to ze trzy lata temu. Robiliśmy obławę na
waluciarzy na Bazarze Różyckiego. Dzielnica wypożyczyła trochę ludzi z Komendy
Wojewódzkiej. Nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy robić, i prawie wszystkie większe
asiory uciekły nam przez mur i przechodnią bramę na Ząbkow-ską. Ale nam
pułkownik dał bobu po powrocie z akcji! A byliśmy niewinni. Dzielnica nie
wytłumaczyła nam, co i jak. Kazała jedynie robić obstawę. To i robiliśmy. Ani nie
znaliśmy waluciarzy, ani terenu, skąd mogliśmy wiedzieć, którędy będą pryskać?
Kiedy pułkownik już się wykrzyczał, zażądał raportu i w końcu sam przyznał, że nie
nasza wina, lecz dzielnicy, bo zle przygotowała akcję.
- Pewnie, że dzisiaj wszystko mogło wypaść o wiele lepiej. Któż jednak mógł
przewidzieć, że ten cwaniak przyśle
64
65
psa? Człowieka mogliśmy złapać, a suka pomachała ogonem i zwiała.
- A dlaczego on do niej strzelał?
- Przeszkadzałaby mu w ucieczce. Człowieka idącego czy jadącego z psem każdy
łatwiej zauważy. Poza tym psów jest o wiele mniej niż ludzi. Wszystkie są
rejestrowane. Bał się, że będziemy sprawdzać i szukać. Wolał nie ryzykować.
- To i teraz możemy szukać, kto miał psa i pozbył się
go-
- Tak też zrobimy. Poza tym mam nadzieję, że po wyzdrowieniu suka sama nas
zaprowadzi do dawnego pana. Dlatego tak ją ratowałem.
- Za chwilę powinniśmy mieć już rentgenogram - powiedział chirurg wychodząc z
budynku. - Może papierosa? O, widzę, że pan się już umył. Po wyschnięciu nie
będzie śladów. Mieliście szczęście. 20-30 minut pózniej i żadna ludzka siła ani nawet
boska nie zdołałaby uratować suki. Przywiezliście ją w ostatnim momencie. Dobrze,
że od razu założył pan opatrunek. To w każdym razie zmniejszyło krwawienie. Sama
rana nie była grozna, tylko uszkodzona tętnica. Gdyby tak strzelił nie w prawą pierś,
a z lewej strony, zabiłby na miejscu i nie byłoby co wiezć.
W tej chwili jeden z asystentów podał lekarzowi rentgenogram.
- Tak, jak pan doktor przypuszczał - powiedział. - Kula poszła na skos w prawo.
Utkwiła w mięśniu pod łopatką. Kość nienaruszona.
Lekarz uważnie studiował rentgenogram.
- Operacja wyjęcia kuli byłaby długa i niebezpieczna -wyjaśnił kapitanowi. - Wątpię,
czy osłabiona wylewem krwi suka przeżyłaby ten zabieg. Wydaje mi się, że najlepiej
zostawić kulę tam, gdzie jest. Otorbi się i nie powinna przeszkadzać. Początkowo,
zanim się zwierzę nie przyzwyczai, będzie odczuwało pewien niedowład prawej
przedniej łapy. Ale to powinno szybko ustąpić. Gdyby wystąpiły komplikacje,
oczywiście będziemy operować. Ale nie przewiduję.
66
- Co mamy robić dalej? - zapytał kapitan.
- Suka zostanie u nas. Mamy w tym celu specjalne klatki. Lekarz dyżurny, a ostry
dyżur trwa w klinice całą dobę bez przerwy, dostanie polecenie, żeby specjalnie
czuwał nad tym pacjentem. Przypuszczam, że za dwa, trzy dni suka poczuje się na
tyle dobrze, że zacznie jeść. Możecie wtedy ją dokarmiać. Najlepiej surową wątrobą,
bo zwierzę będzie osłabione chorobą. Za kilka dni, gdy rana się podgoi, zabierzecie
sukę do siebie na dalszą rekonwalescencję. My także odczuwamy brak  łóżek
szpitalnych".
- Już za parę dni?  zdziwił się sierżant.
- A tak - potwierdził lekarz. - Sądzę, że najdalej za tydzień będzie można ją zabrać.
Istnieje przecież przysłowie ,,goi się jak na psie". Gdyby ludzie tak szybko wracali do
zdrowia jak zwierzęta, połowa szpitali stałaby pusta. Niestety, nasze ludzkie
organizmy nie umieją się tak szybko regenerować.
- Jutro odwiedzę klinikę i dowiem się, co z suką - kapitan serdecznie podziękował
adiunktowi i innym lekarzom za ratowanie zwierzęcia,
- Nie nasza zasługa - śmiał się adiunkt. - Podziękowania należą się przede wszystkim
temu, kto strzelał, że trafił w prawą pierś. A właściwie dlaczego on strzelił z prawej
strony? Przecież musiał wiedzieć, że psy, jak w ogóle wszystkie ciepłokrwiste
stworzenia, mają serca z lewej strony klatki piersiowej... Do widzenia, kapitanie.
Prosimy z następnymi pacjentami.
Milicyjna warszawa wykręciła i wyjechała na ulicę Grochowską. Jechali teraz w
stronę ulicy Sierakowskiego już bez używania syreny. Powoli i statecznie. Kapitan
nawet nie myślał o czekającym go raporcie u szefa. Cały czas usiłował znalezć
odpowiedz na ostatnie pytanie adiunkta:
- Dlaczego właściwie on trafił w prawą pierś psa?
67
Rozdział VI RAPORT U PUAKOWNIKA
Porucznik Linkowski widocznie już dłuższy czas czatował na przyjaciela na
balkoniku klatki schodowej drugiego piętra, bo gdy tylko kapitan Stefan Kowalczyk
ukazał się w holu gmachu Komendy Wojewódzkiej MO, usłyszał z góry znajomy
głos:
- Stefan, chodz zaraz do mnie. Czekam i czekam tutaj na ciebie.
Jeszcze kapitan nie zdołał osiągnąć drugiego piętra, a już porucznik Linkowski
informował, że zgodnie z poleceniami zlikwidował obławę i dwukrotnie dzwonił do
Kliniki Weterynaryjnej.
- Przykazałem im, że za wszelką cenę mają uratować psa. W przeciwnym razie
zbadamy, dlaczego im się to nie udało. Zdaje się, że napuściłem im porządnego
pietra.
- Przestraszyć to się tak bardzo nie przestraszyli. Ale swoją drogą dobrze, że
telefonowałeś do nich. Zanim przyjechaliśmy, wszystko przygotowali do operacji,
nawet krew do transfuzji. Dzięki temu suka prawdopodobnie zostanie uratowana.
- To świetnie - ucieszył się Linkowski. - Bo, widzisz, ja mam dla ciebie nieprzyjemną
wiadomość.  Stary" wie już o przebiegu akcji i jest wściekły. Nawet Janeczka boi się
wejść do jego gabinetu. Kazał, żebyś natychmiast po powrocie zameldował się u
niego z raportem. Dobrze dostaniesz po uszach.
- Trudno. Nie zawsze się udaje. Będę musiał wypić to piwo, którego nawarzyłem. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •