[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdobiły czytane przeze mnie publikacje. Było to zupełnie zrozumiałe, gdyż działo należało do tej
epoki tak samo jak ja. Gdy przygotowywałem się do tej wycieczki, poświęciłem trochę czasu na
zaznajomienie się z osiągnięciami rusznikarskimi tej planety. Armata, na którą spoglądałem, była bez
wątpienia bezodrzutowym działem kalibru 75 milimetrów, ładowanym odtylcowo i skonstruowanym
około 1940 roku. Idealna rzecz do zamontowania na lekkich jednostkach pływających, gdyż jej odrzut
nie roznosił łajb w drzazgi, a można było rozstrzelać każdy okręt z tej epoki, zanim jeszcze doszedł
na odległość umożliwiającą użycie własnych dział. Poza tym armatka była łatwa do transportu, co
czyniło ją niezastąpioną w polu. Siła ognia tego działa przekraczała możliwości jej
dziewiętnastowiecznego odpowiednika. Wystarczyło sprowadzić paręset takich zabawek z
przyszłości i nadzwyczaj prosto było wtedy zmieniać historię. Co też właśnie zrobiono.
Doszedłszy do tego budującego wniosku, zanurzyłem się ponownie i skierowałem ku przystani w
dole rzeki. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, toteż wygramoliłem się na nabrzeże i podążyłem ku
stojącym opodal budynkom. Właściwie to miałem podążyć, ale coś stanęło mi na drodze. Po bliższym
przyjrzeniu się zamarłem w pół ruchu.
Gdy patrzy się prosto w lufę niesympatycznie wyglądającego pistoletu dużego kalibru,
postępowanie takie jest całkowicie zrozumiałe.
- Idz przede mną - odezwał się posiadacz broni. - Zabieram cię do dość wygodnego miejsca, gdzie
będziesz mógł się ogrzać.
Sądząc z dziwnego akcentu, miałem najprawdopodobniej do czynienia z Francuzem. Wszystko zaś,
co mogłem zrobić, to zastosować się do rozkazu popartego tym prymitywnym samopałem. Z tej
odległości był w stanie rozwalić mi głowę. W nie zmienionym porządku doszliśmy do karety z
gościnnie otwartymi drzwiami.
- Wejdz - polecił mi głos zza pleców. - Akurat byłem w pobliżu i zobaczyłem, jak pewien
nieszczęśliwy żołnierz spada z mostu i tonie. Spytałem sam siebie, co by było, gdyby przypadkowo
nie utopił się i przepłynął rzekę? Gdzie mógłby wylądować, wziąwszy pod uwagę tutejszy prąd?
Mały matematyczny problem, który rozwiązałem i voila! Właśnie wyszedłeś z wody.
W trakcie tej przemowy wlezliśmy obaj do wnętrza, drzwi się zamknęły i pojazd ruszył.
Zastanawiałem się właśnie, w jaki sposób bez większego hałasu zostać właścicielem pistoletu, lecz
gdy złapałem za kolbę, która wyrastała pod moim nosem, broń została mi w dłoni bez oporu. Ot, po
prostu wręczono mi ją.
- Ze wszystkich znanych mi powodów to pan, Mr Brown, powinien mieć ten drobiazg, jeśli w
ogóle jest on nam potrzebny. - Uśmiechnął się, widząc, jak szczęka opada mi coraz niżej. - To był
najprostszy sposób, aby zaprosić pana do mojego powozu. Obserwuję pana od kilku dni i ostatecznie
przekonałem się już, że nie kocha pan francuskich najezdzców.
- A... ale pan przecież też jest Francuzem!
- Oczywiście! Zwolennikiem ostatniego króla wygnanym z ojczyzny. Nauczyłem się nienawidzić
tego korsykańskiego pomiotu, gdy inni jeszcze się z niego śmiali. Teraz nikt już się nie śmieje, a my
jesteśmy sprzymierzeńcami. Ale, ale, pan pozwoli, że się przedstawię. Hrabia d'Hesion, proszę mnie
nazywać Charles, skoro tytuły są obecnie anachronizmem.
- Miło cię poznać. Mów mi John!
Zanim ta interesująca konwersacja zdążyła się rozwinąć, byliśmy już na miejscu. Dzierżąc nadal w
dłoni ów samopał, znalazłem się błyskawicznie w kąpieli, którą przygotował jeden z emerytowanych,
na oko, służących. Porozumiewali się oni miedzy sobą wyłącznie po francusku, co umożliwiło mi
sprawne przeniesienie zawartości jednego ubrania do drugiego. Gdy zszedłem do salonu, hrabia
siedział już tam z kryształowym pucharem w dłoni. Wręczyłem mu broń, a on podał mi identyczny ze
swoim puchar. Jego zawartość spłynęła do mojego żołądka jak ciepła muzyka, a delikatny smak z
niczym nie dawał się porównać.
- Czterdziestoletni, z mej posiadłości, która, jak widać natychmiast, była w prowincji Cognac -
poinformował mnie.
Pociągnąłem drugi łyk i obejrzałem sobie gospodarza. Wysoki i szczupły, z początkami siwizny,
wysokim czołem i inteligentną twarzą.
- Dlaczego się tu znalazłem? - spytałem.
- Bo najwyższy czas zjednoczyć siły. Jestem studentem filozofii naturalnej, a to, co tu widzę, jest
zdecydowanie nienaturalne. Napoleon ma działa, które nie zostały wyprodukowane w żadnym z
krajów Europy. Niektórzy mówią, że pochodzą one z Kitaju, ale ja w to nie wierzę. Ta broń
obsługiwana jest przez ludzi, którzy mówią bardzo podłą francuszczyzną. Ludzie ci są dziwni i zli, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]