[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczorze. Cel jest taki podniosły... Tato przekazał już
twemu ojcu czek na pokaznÄ… sumÄ™.
Rafik skłonił się.
- Z całego serca dziękuję.
- To my dziękujemy. Tyle przynajmniej możemy
zrobić... MiaÅ‚am też nadziejÄ™, że odnowimy naszÄ… zna­
jomość.
- Byłoby mi bardzo nuto; Proszę, zarezerwuj sobie
dla mnie parę chwil, ale pózniej. Teraz, jeśli ten wieczór
ma się udać, muszę z kimś porozmawiać. Wybaczysz
mi, prawda?
- Ależ naturalnie, rozumiem.
Rafik skłonił się i prędko przeszedł przez salę. Penny
stała sama.
- Z kim rozmawiałaś? - rzucił ostro.
- Kiedy?
- Przed sekundą. Z jakimś facetem, widziałem. Nie
znam go.
- A, prawda. - Uśmiechnęła się - To Peter Michaels,
Anglik. Pracuje w telekomunikacji; ofiarował skromną
sumÄ™.
- Co ci mówił?
- %7łe - Penny wyraznie się spłoszyła - niestety nie
stać go na większy datek.
- Tylko to?
- A co jeszcze miaÅ‚by mi mówić? To przecież im­
preza na cele dobroczynne.
- Nie dla wszystkich ma jedynie taki charakter. Pew­
ne osoby chciaÅ‚yby jÄ… wykorzystać również do wÅ‚as­
nych celów.
- Jakich na przykład?
Naturalnie, byÅ‚a zbyt naiwna, by rozpoznać wytraw­
nego łowcę. Myśl o tym, że mogłaby stać się czyimś
łupem, straszliwie go rozdrażniła.
- Nieważne.
Podniosła oczy i uśmiechnęła się.
- Aadnie siÄ™ prezentujesz, naprawdÄ™.
- Chodzi ci o mój strój? - Odprężył się nagle. Nie
wiadomo dlaczego ogarnęła go radosna pewność, że
byle tylko Penny była gdzieś obok, nic ani nikt nie jest
w sranie go zirytować.
- Daję ci dziesięć punktów.
- Nie jestem kowbojem, a mimo to... Jestem przy­
stojny?
- Myślałam, że już mi darowałeś. - Zacisnęła usta
i pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…, ale w jej roziskrzonych oczach zoba­
czyÅ‚ rozbawienie. - MyÅ›laÅ‚by kto, że zależy ci na kom­
plementach, a zwłaszcza ode mnie.
- Owszem, zależy. No więc?
- No więc sam wiesz, że wyglądasz super.
Zauważył, że Penny oddycha szybko. Podobał jej
się! A może tylko się denerwowała?
- Jesteś zdenerwowana? - Jej oczy wydały mu się
ogromne i jakieś inne niż zwykle. Raptem uzmysłowił
sobie, że jest bez okularów. - Czy dobrze widzisz? -
Podał jej ramię. - Wesprzyj się na mnie.
Zawahała się.
- Zastanawiałam się, czy ci to powiedzieć.
- To znaczy co?
- %7łe noszę szkła kontaktowe. Widzę nawet lepiej niż
w okularach.
- To świetnie! - No, i proszę, co za los! Wysłał ją
do okulisty, widziaÅ‚a dobrze, nie musiaÅ‚a nosić okula­
rów i nie była zdenerwowana. Nie potrzebowała jego
wsparcia i nie miał żadnego pretekstu, by tkwić u jej
boku. A prawda byÅ‚a jedna. PragnÄ…Å‚ zajmować to miej­
sce i na żadnym innym mu nie zależało. Wyprostował
się dumnie. Książę Hassan nie musi szukać pretekstów.
A dzisiejszego wieczoru... O nie! %7Å‚aden polujÄ…cy na
łatwą zdobycz łotr nawet nie zbliży się do jego jagniąt-
ka. Ponownie podał Penny ramię.
- Zatańczysz?
- No... nie wiem. Bardzo bym nie chciaÅ‚a ciÄ™ ogra­
niczać. Nie musisz czarować dam? Ma się rozumieć
- dla pieniędzy?
- Przyjdzie na to czas. - OdczuÅ‚ nagle dziwnÄ…, niezro­
zumiałą niechęć na myśl, że będzie musiał ją opuścić.
- Czy to właściwe, żebyś tańczył ze mną?
- Nie tylko właściwe, ale konieczne,
- Niby dlaczego? - Spojrzała na niego nieufnie.
- Tego wymaga etykieta. PowinniÅ›my dać znać go­
ściom, że pora na tańce. Dobra zabawa skłania ludzi do
ofiarnoÅ›ci. Z pieniÄ™dzy, które szeleszczÄ… w tej sali, da­
łoby się sfinansować jakąś maleńką wojnę domową.
A my tymczasem chcielibyÅ›my, by zostaÅ‚y przeznaczo­
ne na ó wiele bardziej wartościowy cel.
- Nie przyszło mi to nigdy do głowy. - Penny ujęła
Rafika pod ramiÄ™. - ObowiÄ…zek to obowiÄ…zek. Nie wie­
działam...
- Wiem, damo mego serca.
UÅ›wiadomiÅ‚ sobie nagÅ‚e, że wypowiedziaÅ‚ nie banal­
ny żart, a prawdÄ™. Penny byÅ‚a wibrujÄ…cÄ… życiem, wspa­
niałą kobietą. Podejmowała każde wyzwanie z odwagą,
rozsÄ…dnie i z poczuciem humoru. A dziÅ› - dziÅ› po pro­
stu go zachwycała.
Na parkiecie objął ją w talii. Pragnąłby znalezć się
z nią teraz wszędzie, byle nie na tym oficjalnym balu,
ale cóż... Ruszyli w takt walca. Penny dostosowała się
do jego kroku z łatwością. Bo czemu nie? Wyglądała
jak anioł. Mogła przez chwilę poszybować nad ziemią.
- Podoba ci siÄ™ moja sukienka?
Rafik spojrzaÅ‚ na kreacjÄ™ i uznaÅ‚, że nie pora na praw­
dziwe wyzwania. Penny wyglądała prześlicznie, lecz
w tej chwili marzył, by nie miała na sobie nic.
- Nie mogę ci powiedzieć tego, co myślę.
- Aż tak zle? - zapytała markotnie.
- Nie w tym rzecz. Sukienka to nic w porównaniu
z osobą, która ją nosi.
Penny zabłysły oczy.
- Wykręcasz się.
- Przeciwnie. Mówię prawdę. Wyglądasz przepięknie.
- Naprawdę? Naprawdę tak uważasz?
- Tak. Nie kłamałbym, choćby nawet miało ci to
sprawić przykrość. Ale najbardziej bym chciał, żebyś
miała na sobie tamtą czarną sukienkę... wiesz, którą.
Penny zmyliÅ‚a krok. Rafik przytrzymaÅ‚ jÄ… i przyciÄ…g­
nÄ…Å‚ mocniej do siebie. PrzeżyÅ‚ takie szaleÅ„stwo zmy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •