[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiego salonu. Na umieszczonych w pochyłym dachu ok
nach ulewa malowała abstrakcyjne wzory. Stukając ob
casami po kamiennej posadzce, podeszła do nakrytej
płóciennym pokrowcem kanapy i usiadła.
Zerknęła na Granta. Z jego krótkich włosów spływały
strumyki wody, a mokre dżinsy ciasno kleiły się do nóg.
Przyglądał się jej z uśmiechem.
- Jesteś cała mokra. - Roześmiał się wesoło.
- Ty też.
- Może to nie jest najlepszy pomysł...
- Co takiego?
Posłał jej szatański uśmieszek.
- Może powinnaś wyskoczyć z tego ubrania...
- No, ładnie - rzuciła.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- ...wyskoczyć z tego ubrania i wejść do wanny.
Dramatycznym gestem opadła na oparcie kanapy.
- Zanim znów zachoruję, tak? - spytała.
Usiadł przy niej. Zbliżył twarz do jej twarzy. Na krótką
chwilkę Anna wstrzymała oddech. A on delikatnie od
garnął jej z policzka kosmyk mokrych włosów.
- Nie powinnaś tak żartować. Masz dziecko, o któ
re musisz dbać. Przecież nie chcesz znowu być chora,
prawda?
- Tak - powiedziała poważnie. - Ale to oznacza, że po-
winnam wrócić do domu, pozbyć się mokrego ubrania
i wziąć kąpiel. Obawiam się jednak, że dopóki burza tro
chę nie złagodnieje, nie...
- Zawsze jest jakiś sposób, Anno.
Jego głos był taki miękki, taki ponętny, że wszystkie jej
mięśnie naprężyły się bezwiednie.
- Jaki? - ledwie zdołała wydusić.
Poczuła jego palce sunące wzdłuż krawędzi dekoltu.
- Wiem na pewno, że instalacja hydrauliczna działa tu
bez zastrzeżeń.
W pierwszej chwili nie była pewna, czy dobrze go zro
zumiała. Nie mógł przecież proponować tego, co propo
nował, prawda? Pociągnęła nosem. Zaśmiała się nerwo
wo.
- Zwariowałeś - powiedziała.
- Nie. Mówię poważnie.
I było tak w istocie. Z trudem przełknęła ślinę. Usiło
wała ukryć gwałtowne łomotanie serca.
- Na pewno żartujesz. Nie możemy tego zrobić. To nie
jest nasz dom. To by było... - Wpatrywała się weń w zdu
mieniu.
- Szalone? Zwariowane? - Wysoko uniósł brwi. - Nie
odpowiedzialne?
- Tak - szepnęła. - A my jesteśmy przecież ludzmi od
powiedzialnymi.
- Może tym razem nie jesteśmy?
Nie odrywała od niego oczu. Podniecenie przetacza
ło się falami przez jej ciało. Tylko raz w życiu zrobiła coś
szalonego: wdała się w romans z Grantem. I nie żałowa
Å‚a tego.
- Wanna, powiadasz?
Wstał, uśmiechając się radośnie.
- Wielka i głęboka.
- Taaak. A czy jest tu prysznic?
- Prysznic możesz wziąć u siebie w domu.
Poczuła gorąco na policzkach. I drżenie kolan.
- I nie będę w tej wannie sama, dobrze myślę?
Wziął ją za ręce i podniósł z kanapy.
- Myślę, że powinienem tam być. Do pomocy.
- A to w czym?
Jego ręce zsunęły się powoli wzdłuż jej ramion. Kiedy
dotarły do piersi, zatrzymały się.
- W dawnych czasach, zanim jeszcze ludzie wymyślili
pieniądze, mężczyzna... który był coś wart...
- Tak jak ty, oczywiście - ponagliła go niecierpliwie.
- Oczywiście. - Twarz mu się rozjaśniła. - Otóż taki
mężczyzna przynosił swojej kobiecie wiadra z gorącą wo
dą i mył ją całą bardzo dokładnie.
Oczyma wyobrazni Anna zobaczyła Granta siedzące
go w wannie. Jego szerokie ramiona oparte na białej por
celanie. Jego usta i męskość gotowe. Zacisnęła powieki
i odetchnęła głęboko.
- Chcę, żebyś coś wiedział, Grancie. Naprawdę nie mu
siałeś przywozić mnie do opuszczonego domu, żeby mnie
uwieść. Nie musisz wyszukiwać pretekstów, żeby mnie
dotknąć. Nie musisz udawać kogoś innego, żeby się ze
mną kochać. Moje ramiona i tak zawsze są dla ciebie ot
warte.
Na chwilę Grant zamknął oczy, a potem spojrzał jej
prosto w twarz.
- Zabijasz mnie, Anno Sheridan.
Pochylił się i pocałował ją. Lekko, czule i delikatnie.
Kiedy Anna cofnęła głowę, napotkała uśmiech, który
porwał ją bez reszty.
- Z drugiej strony - zaczęła powoli - gorąca kąpiel mo
że być cudowna.
Nie wytrzymali i oboje roześmiali się radośnie. Grant
przytulił ją mocno.
- Chodzmy więc, moja mała czarownico.
ROZDZIAA SIÓDMY
Grant włożył rękę pod kran, żeby sprawdzić tempe
raturę wody. Gorąca. Para pomału wypełniała całe po
mieszczenie. Wtedy usłyszał kroki. To weszła Anna.
- Jak tam Jack? - spytał, nie odwracając się.
- Skąd wiesz, że dzwoniłam?
Usłyszał w jej głosie ciepłe nutki i poczuł ucisk w sercu.
- Jesteś wspaniałą matką.
Stanęła tuż za nim. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Dziękuję - powiedziała.
- Przecież to prawda, Anno. - Odwrócił się i zajrzał
w tę piękną twarz i wielkie, brązowe oczy. Nie zdołał
się powstrzymać. Chwycił ją w objęcia. - Wszyscy to
wiedzą i wszyscy widzą, jak on cię kocha. - Jego dło
nie spoczęły na jej biodrach. - Nie jest łatwo pogodzić
się z cudzymi wyborami, ale nagroda bywa niezwykła,
prawda?
- Prawda. - Spuściła głowę. - Jesteśmy bratnimi dusza
mi, Grancie Ashton, wiesz o tym?
Nie był w stanie odpowiedzieć. Coś nagle zacisnęło
mu krtań. Ale wiedział, że miała rację.
- Woda będzie za gorąca - powiedział. Odwrócił się
i zakręcił kran.
Kiedy ponownie na nią spojrzał, zdejmowała sukienkę.
Przez mokrą, białą koronkę stanika widać było wyraznie
sutki. Grant wprost pożerał ją wzrokiem.
- Lepiej wejdz do wody - mruknął. Na czoło wystąpi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]