[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głośno.
- Co się stało? Nic ci nie jest? - James odwrócił wzrok od szyby i
spojrzał na nią.
69
RS
Spuściła oczy, by nie dostrzegł jej cierpienia,
- Na miłość boską, kobieto, odpowiedz mi! - W jego szorstkim
głosie było tak wiele zniecierpliwienia, że ze zdziwieniem rzuciła mu
krótkie spojrzenie. Przecież to wszystko była jego wina. To on
wkroczył w jej życie i przełamał wszystkie bariery, przywołując
dawne cierpienie. To dlatego przy nim pozwoliła sobie na
uwolnienie całej, długo tłumionej frustracji.
- Nic! O co ci chodzi, James? Dlaczego zawsze uważasz, że masz
prawo wiedzieć rzeczy, które nie powinny być przedmiotem twojego
zainteresowania? Dlaczego nie zajmujesz się własnymi...? -
przerwała, po czym krzyknęła głośno, widząc, jak jakiś ciemny cień
przebiega przez drogę tuż przed maską samochodu. - Uważaj!
James instynktownie zareagował na jej krzyk, gwałtownie skręcił
kierownicą i zatrzymał samochód na poboczu. Słysząc zgrzyt
obcieranego metalu, przeklął. Wyłączył silnik i wyskoczył bez słowa.
Cofnął się trochę, by sprawdzić, co takiego spowodowało jej nagłą
reakcję, ale droga była pusta. Kiedy wrócił i otworzył drzwiczki,
Sarah siedziała wciśnięta w fotel z przerażenia.
- No i co powiesz?
-Ja... zobaczyłam, jak coś biegnie przez drogę -jeleń, owca albo
coś... - Sposób, w jaki na nią patrzył, dodatkowo wzmógł jej
nerwowość. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
- Jeleń? Albo owca? Albo coś? - Jego głos był tak spokojny, że przez
chwilę ogarnęło ją złudne poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się
do niego z ulgÄ….
- Tak, tak to właśnie wyglądało. Nie chciałam, byś to przejechał,
więc zawołałam.
- Rozumiem. Naprawdę uważałaś, że warto ryzykować życie nas
obojga z powodu jelenia lub owcy? Czy ty jesteÅ› kompletnÄ… idiotkÄ…?
Zdrowy rozsądek nie zabronił ci takiego wrzasku?
- Ja... Nie! Posłuchaj, przepraszam, ale skąd miałam wiedzieć, że
skręcisz tak gwałtownie i zjedziesz z drogi?
- Większość ludzi zrobiłaby to samo, gdyby jakiś idiota wrzasnął
im nad uchem  Uważaj*4! A teraz módl się, żeby zniszczenie nie
70
RS
okazało się zbyt wielkie, bo inaczej pożałujesz, że w ogóle
otworzyłaś usta!
James zatrzasnął drzwi, a następnie klęknął, by zajrzeć pod
podwozie. Powoli i metodycznie sprawdzał poszczególne części, po
czym wstał, wytarł ręce i usiadł za kierownicą. Sarah wstrzymała
oddech, a usłyszawszy, że silnik zapalił, z ulgą zaczerpnęła
powietrza. Na razie w porzÄ…dku.
James wjechaÅ‚ z powrotem na drogÄ™, prowadzÄ…c « wóz bardzo
powoli. Nie ujechali więcej jak kilometr, kiedy zaczął raz po raz
przeklinać. Zjechał na pobocze, przyjrzał się wskaznikom na desce
rozdzielczej i na jego twarzy pojawił się wyraz wściekłości.
- Co się stało? Czy coś nie tak? - Głos Sarah był pełen wahania i
skruchy.
Spojrzał na nią i wskazał palcem migające na desce światełko.
- Nie widzisz? - Nawet nie usiłował być uprzejmy.
- Przykro mi, ale nie prowadzę samochodu -przyznała cicho. - Nie
znam siÄ™ na tym.
-Nie prowadzisz? Mogłem się tego spodziewać! - W jego głosie
zabrzmiała pogarda. Sarah poczuła napływające do oczu łzy, ale
udało jej się je stłumić.
- No cóż, przykro mi, że cię to złości - powiedziała szybko - ale,
mówiąc szczerze, nigdy nie miałam powodu ani ochoty robić prawa
jazdy. A teraz, jeśli nie proszę cię o zbyt wiele, może mógłbyś
wyjaśnić mi przystępnie, na czym polega problem.
- Oczywiście, bardzo proszę. Samochód jest kompletnie zepsuty.
Dzięki tobie i twojemu jeleniowi lub owcy, lub czemuś tam nigdzie
dzisiaj nie dojedziemy.
Sarah zdobyła się na uprzejmą odpowiedz, choć nie było to łatwe.
W niej także narastała złość, ale jakoś sobie z nią poradziła.
-Dlaczego? Co się stało? Nie możesz tego naprawić?
- Nie, nie mogę. - James bębnił palcami w deskę, po czym wyłączył
silnik. - Musieliśmy uderzyć w coś, co zniszczyło zbiornik. To
światełko informowało nas, że nie mamy oleju. Bez naprawy nie
pojedziemy dalej.
71
RS
- Więc co zrobimy? - Sarah patrzyła na niego z przerażeniem, po
chwili rozpaczliwie wyjrzała przez okno. Zmierzchało. Już wkrótce
będzie zupełnie ciemno, a oni znajdują się gdzieś w szczerym polu.
- Wydaje się, że mamy dwie możliwości. - Przeciągnął się,
rozluzniając najpierw mięśnie szyi, a potem ramion. Na sekundę ich
ręce się zetknęły. Sarah natychmiast odskoczyła, starając się
zignorować jego przenikliwe spojrzenie.
-Jakie możliwości? - spytała ledwo słyszalnym głosem. Słowa te
dotarły do niego tylko dzięki temu, że znajdowali się w absolutnej
ciszy górskiego bezdroża, przerywanej jedynie szemraniem
strumieni i poszumem drzew. Unieruchomienie i samotność
stwarzały poczucie intymności, która czyniła Sarah niespokojną i
jednocześnie podnieconą. Jeśli nie uda się naprawić wozu, będą
musieli spędzić noc razem, w niepokojącej wzajemnej bliskości.
- Możemy spróbować dojść do najbliższego miasteczka albo
spędzimy tu noc w nadziei, że nadejdzie pomoc.
Czy tylko się jej zdawało, czy też głos Jamesa stał się jakiś głębszy?
Jego niskie brzmienie działało na nią jak łyk dobrego,
rozgrzewajÄ…cego wina.
-Jak daleko jest do najbliższego miasteczka? - spytała. - Wydaje się
sensowniejsze, żeby tam pójść, niż siedzieć tu bezczynnie całą noc.
- Około dwudziestu kilometrów. -Dwudziestu kilometrów!? To
strasznie daleko!
Wykluczone, żebyśmy przeszli taką drogę po ciemku. - Sprawa
była przesądzona. Jak sobie poradzi w ciągu najbliższych paru
godzin, dzielÄ…c malutkÄ… powierzchniÄ™ samochodu z Jamesem? W
desperacji otworzyła drzwiczki i wybiegła na drogę, wypatrując z
nadzieją jakichś świateł. Droga świeciła pustką, a jedynym
dochodzącym do niej odgłosem był szum wiatru. Teraz, kiedy zaszło
słońce, robiło się chłodno, a wiejący ze szczytów wietrzyk niósł ze
sobą mrozne powiewy. Sarah wzdrygnęła się, krzyżując ramiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •