[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się.
Zajmiemy się najpierw, używając naszej techniki archeoliterackiej, drugą księgą
Pieśni o Remdzie . Jako kwiat młodzieży Imperium, wiecie oczywiście o niej wiele: dużo
nieprawdy, trochę prawdy i mnóstwo rzeczy zbytecznych. Wiecie, że Księga Pierwsza rzuca
nas w wir wydarzeń, na pokład statku, którym Algan i jego wielki kapitan Remd odlatują z
podbitej przez nich twierdzy Słońc Rodzimych, planety Zemja. Oglądamy Remda w czasie
jego zwycięskiego manewru, dzięki któremu flota Dziesięciu Słońc rozpadła się na dwie
części. Nim jednak dowiemy się o zniszczeniu owych dwóch części przez hordę Algana,
Księga Druga opowiada nam o bitwie o Zemję.
Otworzył jedną z ksiąg leżących na katedrze, ponownie potoczył wzrokiem po audyto-
rium, i zaczął czytać dzwięcznym głosem.
Rozgorzał bój,
Oślepiający błysk
Poraził tych,
Co w strachu kryli się
W zaciszu grot
Przed Remda gniewem...
Albo, mówiąc językiem mniej kwiecistym, zrzucono jeden lub kilka kierowanych
pocisków jądrowych. Nie przygotowana na to, zdezorganizowana ludność nie podjęła właści-
wych kroków, nie rozproszyła się, tylko głupio trwała w skupiskach, jakby czekając na strzel-
ców Algana i śmierć, którą nieśli. Jedną z rzeczy, w które wierzycie, znalezliście ją bowiem w
przypisach do szkolnego wydania Pieśni o Remdzie , jest stwierdzenie, że Zemja była czwa-
rtą planetą gwiazdy Sol. Archeologia zaprzecza temu, ustaliwszy, że czwarta planeta, której
nazwa, nawiasem mówiąc, brzmiała Marse, była wówczas otoczona powłoką chroniącą przed
zmianami pogodowymi, a prawdopodobnie również przed ulatnianiem się atmosfery. Jako
przyszli żołnierze wiecie zapewne, że nie traci się materiałów rozszczepialnych na powłoki
ochronne, nic zaś nie wskazuje, że użyto chemicznych materiałów wybuchowych do rozsa-
dzenia tej powłoki. Dlatego też planeta Marse nie była widownią wypadków opisanych w
Księdze Drugiej Pieśni o Remdzie . Więc która? Odpowiedzi na to udzielono po badaniach
przy użyciu rentgenoradaru, analiz rozpadu różnicowego, wideordzeniowania i wszelkich
innych metod, którymi dysponują owi naukowcy, wciąż jeszcze nie wiadomo czemu zwani
kopidołami . Dziś wiemy, i potrafimy tego dowieść, że Zemja była t r z e c i ą planetą Sol.
Tyle, co do początku ataku. Przejdzmy teraz do Księgi Trzeciej: Szturmu na pałac króle-
wski .
Odziani w purpurę Imperium
Jeszcze niedawno przy uczcie
Najedzeni do syta
Chcieli zabijać...
I tak dalej. Ale, jak ostrzegałem, Pieśń o Remdzie należy do Starej Epiki i nie rości
sobie pretensji do sprawiedliwości przekazu. Bezładne stłoczenie się ludności w skupiska od-
czytano jako tchórzostwo, a nie błąd w strategii zbrojnego oporu. Tak samo jak w przypadku
Księgi Trzeciej. Wideordzenie zatopione w miejscu, gdzie stał pałac, ukazują krwawą heka-
tombę śmierci, ofiary ubrane w purpurowe szaty, ale też dowodzą, że zabici nie byli jakoś
szczególnie obżarci i że proces trawienia ich ostatniego posiłku był dobrze zaawansowany.
Także niezle spisywali się w walce. Nie ośmieliłbym się zgadywać, ale mogło być i tak, że
każda z ofiar po ich stronie pociąga taką samą ofiarę po stronie naszych przodków, których
jednak było więcej. Badania jeszcze nie są kompletne. Tyle tylko wiemy.
Profesor dostrzegł, że jego skróty myślowe są nużące dla słuchaczy i zmienił tempo
wykładu.
Gdyby udało się uchylić zasłony okrywającej lata dzielące nas od ludu Planet Rodzi-
mych, o ile więcej dowiedzielibyśmy się... Czy nadal pogardzalibyśmy ludem Planet Rodzi-
mych tak jak nasi przodkowie, czy też zakrzyknęlibyśmy: Oto nasz dom duchowy, świat
ułożony i uporządkowany, świat konwencjonalnej poezji i sztuki o wspaniałych motywach...
Gdyby udało się uchylić zasłony czasu? Możemy spróbować jej uchylić...
Arris, dowódca dywizjonu, usłyszał brzęczyk alarmu sieci radarowej w chwili, gdy leżał
i marzył o rybie. Wygrzebawszy się ze zbyt głębokiego i zbyt miękkiego łóżka, włożył purpu-
rowy jednoczęściowy kombinezon, zapiął pas oficerski z pistoletem kaliber 45 w kaburze i
spróbował odszukać przyczynę alarmu na ekranie radaru. Wszystko jedno co to było, ale na
razie było jeszcze zbyt małe lub zbyt odległe, by pięciocalowy ekran radioteleskopu mógł to
wychwycić.
Zadzwonił po swego adiutanta. Czekając na niego, przyjrzał się sobie w lustrze umie-
szczonym w ścianie. Zauważył, że jego ogorzałość kosmiczna zaczyna blednąc i zanotował
sobie w pamięci, że musi odnowić ją w gabinecie. Wyszedł na korytarz w chwili, gdy nadbie-
gał Evan, jego adiutant młodszy, bardziej opalony, szczuplejszy, ale ten sam typ oficera,
dzięki któremu Służba jest tym, czym jest, pomyślał Arris z zadowoleniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]