[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkich dokoła.
Po tych słowach Promień wyszedł, z premedytacją trzaskając drzwiami.
Koniec już otwierał usta, lecz rozmyślił się i nie powiedział ani słówka. Wpa-
trywał się w pagórek z pledów, pod którymi krył się Bestiar, lecz ten nie odzywał
się, nadal trwając bez ruchu. Wreszcie Koniec wyniósł się po cichu, zostawia-
jąc chorego samego z własnymi myślami. Promień wygarnął Winogradowi wiele
bardzo niemiłych rzeczy, ale może ów szok wyrwie go z marazmu i beznadziei.
Przynajmniej taką cichą nadzieję miał Mówca.
* * *
Winograd czuł się upokorzony.  Zrób to jak mężczyzna. . . nie absorbuj so-
bą całego otoczenia. . .  . Najgorsze, że Promień miał rację, choć wypowiedział ją
tak brutalnie. Winograd zdawał sobie sprawę, że jest znacznym obciążeniem dla
współtowarzyszy, choć do tej pory starał się odsuwać od siebie to zawstydzające
odczucie. Wszyscy tak bardzo troszczyli się o niego. Nawet Promień starał się
być pomocny, a on potraktował go zle i niesprawiedliwie. Słusznie należały mu
się te ostre słowa  sam to przyznawał przed sobą, choć nie miał pewności, czy
starczy mu hartu ducha, by powiedzieć to głośno Iskrze i poprosić o wybacze-
nie. Winograd wiedział, że Promień był najmniej lubiany w ich małej gromadce.
A teraz z nieprzyjemną wyrazistością uświadomił sobie, że właściwie nie ma ku
temu szczególnych powodów. Każdy z chłopców miał swoje wady, ale przewi-
ny Promienia zawsze liczono jakby podwójnie. Gryf był równie pyskaty, często
na granicy złośliwości. Stalowy wcale mu nie ustępował, na dodatek dając poka-
zy nieprawdopodobnej wprost lekkomyślności. Ale jedynie w słowach i czynach
młodego Mistrza Iskier zawsze doszukiwano się ukrytych podtekstów. Nigdy nie
wierzono do końca w jego szczerość i nie ufano tak absolutnie, jak na przykład
Kamykowi czy Końcowi. A to nie było bynajmniej sprawiedliwe.
Winograd wysunął głowę spod koców, poszukał wzrokiem przyniesionego
przez Promienia zwierzątka. Kosmaty przybysz przysiadł na skraju posłania i sta-
rannie wylizywał zranioną kończynę. Wyczuł nieznaczny ruch chłopca, przerwał
45
swe zajęcie i węszył, wyciągając w jego stronę podłużny, uszaty łebek. Pęki bia-
łych, długich wibrysów drżały w powietrzu. Z czystego przyzwyczajenia Wino-
grad sięgnął do tego małego umysłu, szukając w nim uczuć i pragnień. Znalazł
głód oraz ciekawość. Ból okaleczonej łapy istniał na dalszym planie, zepchnięty
przez energiczną istotkę gdzieś w głąb, jako uczucie stałe, choć mniej ważne. Te-
raz i tutaj liczyło się zdobycie pożywienia, schronienie i ciepło. Jakaś inna istota
była blisko, lecz nie wydawała się grozna. Pachniała niezbyt dobrze  zwie-
rzę instynktownie czuło słabość i chorobę. Na trzech łapach jok przebrnął przez
wzgórza i fałdy przykrycia, wspiął się na pierś chłopca, dotykając jego brody
zimnym, wilgotnym nosem. Ześliznął się potem znów na brzeg posłania, po czym
zeskoczył niezgrabnie na podłogę. Uraził przy tym chorą kończynę  pisnął roz-
dzierająco, przez moment wtulał kikut w miękką sierść pod brzuchem, ale już po
chwili znów myślał o jedzeniu.
 No i po co tak się starasz?  szepnął Bestiar smutno.  Po co tak się
czepiasz życia?
Jok spróbował wspiąć się po stołowej nodze, lecz była zbyt gładka. Podsko-
czył, znów uraził łapę i zakłapał zębami z irytacji. Stroszył futerko, drapał się
szybko za uchem, a cały czas Bestiar wyczuwał swym talentem, jak niewielki
rozumek obraca różne pojęcia, obmyślając sposoby dostania się tam, gdzie leżał
pokarm, co nieomylnie sygnalizował czuły węch.
 Po co ci to?  ciągnął chłopiec.  Jesteś kaleką. Sam widzisz, że nie
umiesz już się wspinać ani skakać, ani szybko biegać. . . Nic nie upolujesz, raczej
zostaniesz sam zjedzony. Czy nie lepiej byłoby zaszyć się w norze i odejść sobie
spokojnie za Bramę Istnień?
Jok obejrzał się na Winograda, całkiem jakby rozumiał jego słowa. Powoli
oblizał wąsy i kichnął, co wyglądało dość obelżywie.
 Dlaczego nie?  spytał chłopak.  Obaj jesteśmy w podobnej sytuacji.
Obu nas potrzaskano, choć mnie o wiele okrutniej niż ciebie, ty szczurku nadrzew-
ny. I tak samo ani po mnie, ani po tobie nikt nie będzie płakał.
Chłopiec udał, że słucha uważnie wyimaginowanej odpowiedzi joka.
 Tak? Spodziewasz się żałoby, bo masz samiczkę? Och, mój drogi, zapomni
o tobie już w następną ruję. A i moi przyjaciele zmartwią się na niezbyt długo.
Będzie płacz, będzie rozpacz. . . ale to jak burza  przechodzi. Nikt nie będzie
za mną tęsknił aż po własny kres. Nie mam samiczki, nie mam rodziny. . . ani
żywotnika. Już nie.
Zwierzątko zaczęło zajadle skrobać stołową nogę pazurkami, jakby chciało
zestrugać ją na trociny.
Winograd westchnął ciężko.
 Chyba jednak muszę ci pomóc, ty uparciuchu.
Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej. Zakręciło mu się w głowie 
czekał, aż srebrne iskierki i beżowe obłoki umkną sprzed oczu. Wolno wyciągnął
46 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •