[ Pobierz całość w formacie PDF ]

was nie zgubiłam. Zawsze myślałam, że nie dam się wziąć żywa, ale
kiedy złapali mnie za łokcie i pociągnęli za sobą, to jakbym
skamieniała. Miałam okazję, możliwość, kiedy posadzili mnie w
fotelu. Mogłam wyciągnąć szpilę i wbić w gardło. Tysiące razy sobie
wyobrażałam, jak to będzie. I nie wyszło...
Nagle jęknęła i zapłakała, po siniejącym policzku popłynęły łzy.
- To nieważne - uspokoił ją Grin. - Nawet gdyby pani potrafiła, i
tak bym przyszedł. Co za różnica.
Te słowa nie pocieszyły Igły, przeciwnie - łzy pociekły dwoma
strumieniami.
- Naprawdę by pan przyszedł? - zadała bezsensowne pytanie.
Grin nawet nie odpowiedział.
- Co tu się stało? - spytał. - Co z Aronzonem?
Igła postarała wziąć się w garść.
- Ten to szef ochrony Chrapowa. Nie od razu zrozumiałam,
myślałam, że jest z ochrany. Ale ci się tak nie zachowują, to jakiś
wariat. Siedział tutaj od wczoraj. Rozmawiali ze sobą, słyszałam. Ten
białowłosy chciał sam pana znalezć. Całą Moskwę przeszukał. - Jej
głos stwardniał, oczy były jeszcze mokre, ale łzy już nie płynęły. -
Mieszkanie Aronzona przez cały czas znajdowało się pod tajnym
nadzorem ochrany. Pewnie z powodu Rachmeta. A ten - znowu
wskazała na martwego sztabsrotmistrza - podkupił filera, który
prowadził obserwację.
- Von Seidlitz - wyjaśnił Grin. - Nazywał się von Seidlitz.
- Filer? - zdziwiła się Igła. - Skąd pan wie?
- Nie, ten - wskazał głową, zły na siebie, że traci czas na
nieważne szczegóły. - Dalej.
- Wczoraj agent zawiadomił von Seidlitza, że byłam u Aronzona
i odeszłam z jakimś pakunkiem. Wywiadowca usiłował mnie śledzić,
ale mu się nie udało. Ogona nie zauważyłam, ale na wszelki wypadek
skręciłam na Prieczystience w przechodnią bramę. Nawyk.
Grin przytaknął, ponieważ sam też by tak postąpił.
- A kiedy szpicel zameldował von Seidlitzowi, ten z dwoma
swoimi ludzmi wtargnął do Aronzona. Torturowali go całą noc.
Docent wytrzymał do rana, a potem puścił farbę. Nie wiem, co oni z
nim wyprawiali, ale sam pan widzi... Cały czas tak siedzi. Kiwa się i
wyje...
Z korytarza wbiegł Sniegir. Blady z rozszerzonymi oczami.
- Drzwi otwarte! - krzyknął. - Zabici!
Kiedy zobaczył, co się dzieje w bawialni, zamilkł.
- Zamknij drzwi - polecił Grin. - Tamtych przyciągnij tutaj.
I znowu odwrócił się do Igły.
- Czego chcieli?
- Ode mnie? %7łebym powiedziała, gdzie pan jest. Von Seidlitz
tylko pytał i przeklinał, a bił tamten z zakasanymi rękawami. -
Zmiertelnie blady Sniegir akurat przywlókł po parkiecie, ciągnąc za
ręce, agenta w białej koszuli. - Von Seidlitz pytał, ja milczałam.
Wtedy tamten bił i zaciskał mi usta, żebym nie krzyczała. - Dotknęła
policzka i skrzywiła się.
- Niech pani nie dotyka - rzekł Grin. - Opatrzę panią. Ale
najpierw trzeba się nim zająć.
Podszedł do przerażonego docenta i dotknął jego ramienia.
Ze straszliwym jękiem Aronzon przycisnął się do podłokietnika.
Zapuchnięta, niepodobna do ludzkiej twarz patrzyła na Grina
jednym, strasznie wytrzeszczonym okiem. W miejscu drugiego
widoczna była purpurowa jama.
- Aaa - jęczał Siemion Lwowicz. - Przyszedł pan. W takim razie
musi pan mnie zabić. Ponieważ zdradziłem. I dlatego, że już dłużej
nie będę mógł tak żyć.
Trudno go było zrozumieć. Zamiast zębów sterczały w jego
ustach ostre małe odłamki.
- Najpierw mnie po prostu bili. Potem powiesili głową w dół.
Pózniej topili. To wszystko robili w łazience, tam...
Drżący palec pokazał w stronę korytarza. Cała koszula
Aronzona była w plamach zaschniętej krwi. Piętna były na plecach, a
nawet na spodniach.
- To zupełni szaleńcy. Nie rozumieli, co czynią. Ja wszystko
bym wytrzymał, i więzienie, i katorgę, słowo honoru. - Docent
chwycił Grina za rękę. - Ale nie mogę bez oczu! Zawsze, od
dzieciństwa, bałem się ślepoty! Pan nawet sobie nie wyobraża... -
Zadrżał, po czym znowu zaczął się kołysać i cicho wyć.
Trzeba było go objąć i silnie nim potrząsnąć. Wtedy Aronzon
oprzytomniał i wyseplenił:
- Albinos powiedział... już był ranek, a ja myślałem, że ta noc
nigdy się nie skończy... powiedział:
 Gdzie Igła? Pytam przedostatni raz. Najpierw wypalę kwasem
lewe oko, potem - prawe. Tak jak wasi zrobili ze Szwierubowiczem .
Milczałem. Wtedy... - Z piersi Aronzona wyrwał się głuchy szloch. - I
kiedy spytał po raz drugi, wszystko powiedziałem. Nie wytrzymałem
dłużej! Kiedy zadzwoniła, mogłem ją uprzedzić, ale było mi już
wszystko jedno...
Wczepił się w Grina dwoma rękoma, błagając oszalałym
szeptem:
- Niech mnie pan zastrzeli. Wiem, że to dla pana nic. Dla mnie i
tak wszystko się skończyło. Złamany, z jednym okiem, a jeszcze po
tym... - wskazał podbródkiem w stronę trupów - przepadłem. Nie
wybaczą mi ani oni, ani wasi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •