[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedtem się nie posuwaliście, a kiedy doszły was słuchy o podziemnym
skarbie, zupełnie straciliście rozum&
No cóż, wasza wielmożność& Budnikow westchnął. Miłość
* Aleksander Puszkin, Eugeniusz Oniegin, przełożył Adam Ważyk.
już taka jest. Jednego czyni aniołem, drugiego diabłem. A ja&
Zamieniłbym się w samego Szatana, byleby tylko ona była moja&
Aajdak! wybuchnął prystaw. Nikczemne bydlę! I jeszcze ma
czelność mówić o miłości! A za moimi plecami& Poczekaj, pójdziesz
na katorgę!
Budnikow rzucił ostro:
Milcz, kurduplu! Jeszcześ nie zrozumiał, do czego jego
wielmożność zmierzają?
Pułkownikowi dech zaparło z wściekłości.
Kurd& ?! Nie dokończył, dławił się słowami. Zmierzają ?
Co masz na myśli?
Erast Pietrowicz też się zakochał w Zmierci, wpadł po same uszy
wyjaśnił mu podwładny jak nierozumnemu dziecku. I
wykombinował, że stąd, z tej piwnicy, tylko jeden z nas wszystkich
wyjdzie żywy on sam. I słusznie, bo z jego wielmożności mądry
człek. Ma rację. Pięciu tu padnie trupem, a jeden opuści to miejsce z
olbrzymim bogactwem. Zmierć też mu się dostanie. Tyle że jeszcze
zobaczymy, kto to będzie.
Sieńka słuchał i myślał: prawdę mówi, ścierwo, prawdę mówi! Po to
właśnie pan Nameless zebrał tu tych złoczyńców, żeby ich święta ziemia
dłużej nie nosiła. Trzeba ją od nich uwolnić. Jak również pewną osobę,
która nie powinna była tego wszystkiego usłyszeć. Pierś jej aż faluje ze
wzburzenia.
Ujął Zmierć za ramię, co miało znaczyć: chodzmy stąd, lepiej się od
nich trzymać jak najdalej.
I wtedy wypadki potoczyły się z szybkością błyskawicy.
Przy słowach jeszcze zobaczymy Budnik walnął prystawa pięściami
w nadgarstki, tak że oba rewolwery wypadły mu z rąk na kamienną
posadzkę.
W tej samej chwili Oczko wyszarpnął z rękawa nóż, Wampir i Książę
rewolwery, a policjant schylił się i podniósł jeden z tych, które upuścił
Sołncew, po czym skierował lufę w stronę Erasta Pietrowicza.
Jak Sieńka kręcił głową
(ciąg dalszy)
Sieńka zamknął oczy i zatkał uszy, żeby nie ogłuchnąć od
spodziewanego huku. Czekał pięć sekund, ale strzał nie padł. Wtedy
chłopak otworzył jedno oko.
I ujrzał obraz niczym z baśni o zaczarowanym królestwie, w którym
wszyscy mieszkańcy nagle usnęli, zastygając w pół gestu i słowa.
Książę celował z rewolweru w Oczko, który w groznie wzniesionej
dłoni trzymał nóż; pułkownik zdołał podnieść jeden ze swoich coltów ,
jak je nazwał pan Nameless, i mierzył w Wampira; ten z kolei w
prystawa; Budnikow trzymał na muszce inżyniera, który jedyny był
nieuzbrojony stał spokojnie z rękami na piersi. Nikt się nie poruszał,
tak że wszyscy zebrani przypominali nie tylko mieszkańców
zaczarowanego królestwa, lecz także grupę pozującą do zbiorowej
fotografii.
%7łe też pan, wasza wielmożność, na takie poważne rendez vous
wybrał się bez pistoletu? Budnikow pokiwał głową nad
lekkomyślnością inżyniera, jakby mu współczuł. Za bardzo jest pan
pewny siebie. A przecież Pismo Zwięte mówi, że będą zawstydzeni
pyszni . I co pan teraz zrobi?
Pewny siebie, ale nie głupi, i wy, Budnikow, powinniście o tym
wiedzieć. Jeśli przyszedłem bez broni, to znaczy, że istnieje po temu
jakiś powód. Erast Pietrowicz podniósł głos: Panowie, przestańcie
się straszyć nawzajem! Operacja przebiega zgodnie z planem i za chwilę
osiągnie moment kulminacyjny. Ale najpierw jedno niezbędne
wyjaśnienie. Czy zdajecie sobie sprawę, że jesteście członkami swego
rodzaju klubu? Klubu, który należałoby nazwać kochankowie
Zmierci ? Nie dziwiło panów, dlaczego ta najpiękniejsza i najbardziej
niezwykła z kobiet spogląda na was łaskawym okiem mimo waszych,
delikatnie mówiąc, wątpliwych z zalet?
Słysząc te słowa, Książę, Wampir, Oczko i nawet pułkownik zwrócili
głowy w stronę mówiącego, a Zmierć wzdrygnęła się.
Pan Nameless z zadowoleniem kiwnął głową.
Widzę, że istotnie panów dziwiło. Mieliście zupełną rację,
Budnikow, oświadczając, że jeśli wam jako jedynemu z nas wszystkich
uda się stąd wyjść żywym, Zmierć będzie pańska. Niewątpliwie tak
właśnie się stanie. Ona sama wezwie was do siebie, gdyż wedle jej
uznania jesteście prawdziwym złoczyńcą. Wszak każdy z tu obecnych,
panowie, jest na swój sposób potworem. Nie traktujcie tego określenia
jako obrazy, to po prostu zwykłe s stwierdzenie faktu. Nieszczęsna
kobieta, którą tak dobrze znacie, znękana tragicznymi wydarzeniami,
jakich los jej nie szczędził, uwierzyła, że jej względy naprawdę
sprowadzają na mężczyzn śmierć. Dlatego odpędza od siebie wszystkich,
którzy jej zdaniem na śmierć nie zasługują, okazuje zaś
przychylność wyłącznie najgorszym wyrzutkom, zatruwającym świat
boży swym smrodliwym oddechem. Mademoiselle Zmierć, czyniąc
ofiarę ze swego ciała, pragnęła zmniejszyć siłę zła na ziemi. To tragiczne
i n niepotrzebne poświęcenie. Całego zła i tak by nie pokonała, a z
powodu kilku ohydnych pająków nie warto było się brukać. Ja zresztą z
przyjemnością wyręczę ją w tej niewdzięcznej robocie. A właściwie
załatwicie to wy sami, pożerając się nawzajem.
W tej chwili Zmierć coś zaszeptała. Sieńka nastawił uszu, ale nie
zrozumiał słów. Rozróżnił tylko jedno: dawniej . Co dawniej ?
A więc to dlatego przepędziła Erasta Pietrowicza! Bała się, żeby przez
jej miłość nie stracił życia.
Mnie też, powiedzmy to sobie szczerze, przegnała nie z powodu
smarkatego wieku, ale dlatego, że jej było żal, powiedział sobie Skorik i
wyprężył się dziarsko.
Sprytnie to wykombinował pan Nameless, ani słowa, żeby wszystkich
tych sukinsynów zebrać tu do kupy. Tylko jak sobie z nimi poradzi
nieuzbrojony?
Jakby w odpowiedzi na pytanie Sieńki, inżynier rzekł:
Panowie pająki, s schowajcie swoje armaty. Przyszedłem tutaj bez
broni palnej, ponieważ strzelać w tych podziemiach i tak nie można.
Zdążyłem dokładnie obejrzeć sklepienie, jest zmurszałe i trzyma się
jedynie na słowo honoru. Wystarczy nawet nie wystrzał, lecz głośniejszy
krzyk, żeby zwaliła się na nas cała Zwięta Trójca.
Jaka znowu Zwięta Trójca? nerwowo rzucił Sołncew.
Nie Ojciec, Syn i Duch Zwięty Erast Pietrowicz uśmiechnął się
tylko cerkiew Zwiętej Trójcy w Sieriebrianikach. Znajdujemy się
dokładnie pod jej fundamentami, sprawdziłem to na planie historycznym
Moskwy. Niegdyś stały tu zabudowania mennicy państwowej.
Aże. Wampir pokręcił głową. Zwięta Trójca nie może się
zawalić, jest z kamienia.
Zamiast odpowiedzi inżynier głośno klasnął w dłonie ze sterty
ziemi i gruzu pod drzwiami osypały się w dół kawałki potłuczonych
cegieł.
A! krzyknął zdławionym głosem Skorik i szybko zakrył ręką
usta.
Ale pozostali go nie słyszeli wpadli w popłoch. Jedni rozglądali się
ze strachem, inni kulili się, chowając głowy w ramiona, a prystaw osłonił
się rękami.
Zmierć dopiero teraz, po raz pierwszy, obejrzała się na Sieńkę.
Leciutko, końcami palców, dotknęła jego czoła i szepnęła:
Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
Chciał odpowiedzieć, że wcale się nie boi, ale nie zdążył, bo Zmierć
już znowu się od niego odwróciła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]