[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co się dzieje? - spytała.
Widziała już, jak traci panowanie nad sobą. Widziała go w chwili
największego wysiłku, kiedy dzwigali ścianę. Ale nigdy nie widziała go...
zaniepokojonego.
- Właściciele - powiedział, nadając temu jednemu słowu niezwykle
dramatyczne brzmienie. - Co za dzień!
Gotowa była przysiąc, że znów nastąpi potok niezrozumiałych słów, ale
skończyło się na zabawnym spojrzeniu.
- Czy coś nie tak z właścicielami? - spytała ostrożnie.
- Nie tylko z tymi.
- Nie rozumiem.
- Ci ludzie, zbliżający się do nas z błyszczącymi oczyma i niemowlętami
na rękach, przyjechali zobaczyć realizację swojego marzenia. Wyobrażasz to
sobie?
Wyobrażała sobie i, co więcej, uważała, że to musi być cudowne.
- Ponadto, co bardzo prawdopodobne, wydają na to marzenie więcej
pieniędzy, niż wydali kiedykolwiek na cokolwiek.
Powiedział to tak, jakby oczekiwał od niej wyciągnięcia jakiegoś
wniosku, ale nic się jej nie nasuwało.
- Więc?
- 102 -
S
R
- Marzenia i nadwerężone nerwy to nie najlepsze połączenie - mruknął.
- Dlaczego?
- Zwykle zaczyna się od niej: Ojej, kuchnia nie jest aż tak duża, jak sobie
to wyobrażałam. Czy sądzisz, że moglibyśmy przesunąć tę ścianę? Czy można
dać okienko w suficie łazienki? Czy ten schowek mógłby się znalezć tutaj? Czy
możemy mieć podwójny garaż zamiast pojedynczego? Jak wykończymy
piwnicę?
- Blaze - zaczęła się śmiać - niepotrzebnie się tak denerwujesz.
- Nie denerwuję się, a poza tym potrzebnie. Tu chodzi o czas i...
- Pieniądze - domyśliła się z goryczą.
- Posłuchaj, byłoby cudownie, gdybyśmy żyli w świecie, w którym
pieniądze nie grają żadnej roli, ale niestety tak nie jest. Jeśli chcesz żyć w ten
sposób, zostań misjonarką w Afryce albo załóż ośrodek dla upośledzonych
dzieci. Ale opuść moją budowę.
- Wiem, że nie myślisz tak naprawdę. Jesteś po prostu zdenerwowany.
- Nie jestem - odparł. - Ale ludzie chcą, żeby ich domy wskrzesiły w nich
jakieś uczucia. Uważają, że dom da im szczęście. Zgadnij, kto będzie winny,
jeśli odkryją, że jednak nie są szczęśliwi? Jeśli byli nieszczęśliwi przedtem,
nadal będą nieszczęśliwi i nawet dwanaście okienek w suficie łazienki nie jest w
stanie tego zmienić.
- No cóż, ci nie wyglądają na nieszczęśliwych. To mili ludzie -
powiedziała łagodnie. Uśmiechnęła się. Młody mężczyzna usiłował utrzymać
pod pachami dwoje wierzgających, może osiemnastomiesięcznych, dzieci. -
Zajmę się nimi. Dobrze?
- Czy dobrze? - odparł uszczęśliwiony Blaze. - Jeśli się nimi zajmiesz to...
- Nigdy więcej nie nazwiesz mnie małą ani nowicjuszką?
- Ciężki wybór.
- Witaj, Blaze - powiedział mężczyzna.
- 103 -
S
R
- Zgoda - rzucił zdesperowany Blaze. - Dave, Caroline, to Janey Smith.
Oprowadzi was. - Popatrzył na dzieci i poczuł się zobowiązany do krótkiej
rozmowy. - Miłe dzieciaki - powiedział niezręcznie i odszedł.
Kiepski dyplomata, pomyślała Janey z uśmiechem.
Młoda para patrzyła na nią z takim zdziwieniem, że z pewnością nawet
nie zauważyli braku taktu z jego strony.
- Pracujesz na budowie naszego domu? - spytał wreszcie Dave, tak jakby
się nagle przestraszył, że podczas snu dom zawali mu się nad głową.
- Nie powinieneś mówić tego w ten sposób - skarciła go żona.
- Czy mogę wziąć jedno z nich? - zaproponowała Janey, wyciągając ręce
w stronę dziecka.
- Dziękuję. Caroline nie powinna teraz dzwigać - dodał z rumieńcem
zadowolenia na twarzy.
- Gratulacje - powiedziała Janey, biorąc dziecko na ręce. Podrapała je pod
policzkiem, wywołując uśmiech, a następnie posadziła sobie na kolanach.
- Jestem tu pomocnikiem cieśli. Lubię tę pracę i jestem w niej dobra.
- Nie sugerowałem, że jest inaczej - powiedział przepraszająco Dave -
byłem po prostu trochę zaskoczony.
- Ja uważam, że to cudownie - powiedziała Caroline.
- Dziękuję. Blaze przygotowuje się do przybycia dachówkarzy i dzwigu.
Nie chce, żeby czekali, ponieważ ich praca kosztuje mnóstwo pieniędzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •