[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jestem zdania, że nie powinniście wcale wychodzić z gmachu
biurowego  powiedział po chwili namysłu Ludwik Rodenberg 
tutaj będziecie całą gromadą, to zawsze o wiele lepiej. Na razie, póki
panuje spokój, możecie tutaj pozostać. W nocy prześpicie się na
fotelach. Gdyby miały wybuchnąć jakieś grozne rozruchy, to schro-
nicie się w piwnicy. Tam nie może wam grozić żadne niebezpieczeńs-
two. Zaczekacie tam na mój powrót, a ja na pewno przybędę z po-
mocą.
 A gdyby się dobijali?
 Wy przecież będziecie w piwnicy, gdzie was naprawdę nie
może spotkać nic złego. Lepiej się tam schronić, niż dopuścić do
rozlewu kwi. Postarajcie się unikać strzelaniny. Przecież ja postaram
się przybyć jak najprędzej.
Począł dawać urzędnikom rozmaite dobre rady i udzielać im
wskazówek, jak się mają zachowywać.
Byli radzi, że nie będą mieli potrzeby wychodzić z biura. Ostat-
nio żyli ciągle w strachu. Obecnie udzielił się im spokój ich zwierzch-
nika. W piwnicach, które posiadały grube, mocno sklepione ściany,
nie mogło im rzeczywiście nic grozić. Tam będą zupełnie bezpieczni.
Ludwik Rodenberg pożegnał się i na zakończenie poradził jesz-
cze, żeby zamknąć za nim na klucz drzwi wejściowe. Polecił im
jednak uczynić to w taki sposób, by nikt tego nie spostrzegł.
Na pozór zupełnie spokojny wyszedł na dziedziniec. Jedno spoj-
rzenie wystarczyło mu, by zorientować się w sytuacji. Ludzie odeszli
122
122
do pracy. Wielkimi gromadami dążyli w kierunku kantyny. Panowa-
ło wśród nich ogromne wzburzenie.
Tak, ma się rozumieć! Teraz pójdą wszyscy do kantyny, gdzie ich
znowu potraktują wódką. Obydwaj obcy przybysze postarają się
znalezć jak najwięcej nabywców na swój kiepski towar. Muszą po-
siadać wielkie zapasy alkoholu. I zaczną znowu podburzać robotni-
ków przeciw  kapitalistom". A zamroczone alkoholem umysły są
najpodatniejszym gruntem dla takich wywrotowych haseł.
Ludwik Rodenberg zdawał sobie jasno sprawę, że nie obejdzie się
bez rozruchów. Dlatego też należy działać jak najprędzej. Zaczął się
zastanawiać nad swoim planem i obmyślał wszystkie szczegóły.
Tak, jeszcze dzisiejszej nocy pojedzie do Jaimeville. Może tam
przybyć już jutro rano. Formalności i układy z władzami nie powin-
ny potrwać zbyt długo. Jutro wieczorem może już być z wojskiem
w Armadzie.
Namyślał się, czy nie zabrać Dolo do miasta i nie umieścić jej
w domu państwa Frasąuita. Po chwili jednak odrzucił ten plan. Nie,
nie! Będzie musiał jechać przez całą noc i to w najszybszym tempie.
To zbyt męczące i denerwujące dla młodej dziewczyny. Podczas całej
drogi byłby niespokojny o Dolo, a przecież właśnie powinien zacho-
wać zimną krew i rozwagę. Nie, nie wolno mu tracić nerwów. Musi
mieć spokój i zupełną swobodę działania. Lepiej niech Dolo pozo-
stanie w domu pod opieką Pedra i Janka. Tam jej przcież nie
spadnie włos z głowy. Jutro wieczorem powróci z wojskiem, a do
tego czasu nic jej się nie stanie.
Postanowił również, że oględnie przygotuje Dolo. Nie można
dłużej ukrywać przed nią prawdziwego stanu rzeczy. Dolo powinna
się orientować w sytuacji. Zrozumie wówczas, że wskazana jest naj-
większa ostrożność. Inaczej gotowa jeszcze popełnić jakiś niebaczny
krok. Pamięta jeszcze z przed laty robotników z Armady, którzy
okazywali jej zawsze żywe przywiązanie. Nie potrafi zrozumieć, jak
bardzo się zmienili. Dolo na razie nie zdaje sobie sprawy z grozy
położenia. Nie ma celu zamydlać jej oczu, powinna wiedzieć wszy-
stko, jest przecież dorosłą dziewczyną i nie brak jej odwagi. A do
jutra i tak cała ta sprawa zostanie ostatecznie zlikwidowana. Ludwik
Rodenberg wierzył niezbicie, że gdy dwaj przywódcy zostaną zaare-
123
123
sztowani, reszta robotników opamięta się i powróci do pracy. Taki
przykład odstraszy ich na pewno, a przy tym przestaną się upijać.
Trzezwym ludziom zaś łatwiej jest przemówić do rozsądku.
Pocieszał się myślą, że zawsze pozostawał w dobrych stosunkach
z władzami, zwłaszcza z komendantem miasta. Przed swoim pierw-
szym wyjazdem do Niemiec podarował mu pięknego wierzchowca.
Poza tym umiał sobie zawsze innymi grzecznościami okupić jego
względy. Nie wiadomo nigdy, na co się to może przydać. A teraz
komendant będzie mu bardzo potrzebny.
Ludwik Rodenberg orientował się doskonale, że i tym razem nie
obejdzie się na pewno bez  dzwięczącej" namowy. Taka sprawa
musi kosztować znaczną sumę. Był na to przygotowany. Dlatego też
postanowił wziąć w drogę swoją książeczkę czekową.
Rozważał wszystkie możliwości buntu robotniczego. Miał na-
dzieję, że do jutrzejszego wieczoru w Armadzie będzie zupełnie spo-
kojnie. Obecnie ludzie zebrali się na ponowną naradę w kantynie,
gdzie się upiją do nieprzytomności. Będą bardzo zmęczeni i pójdą do
swoich chat, aby się przespać. Zanim z nich wywietrzeje wódka, on
powróci z wojskiem. Do pracy nie przystąpi jutro żaden robotnik, to
rzecz pewna. A zanim któremu z nich przyjdzie ochota, żeby wystą-
pić do czynnej walki  on będzie już z powrotem w Armadzie.
Tak wszystko pójdzie gładko, musi pójść gładko.
I Ludwik Rodenberg pełen otuchy powracał do domu.
Gdy samochód zatrzymał się na dziedzińcu, było już pół do
siódmej. Ludwik Rodenberg wjechał od razu do garażu. Napełnił
bak benzyną i wstawił do wozu zapasową blaszankę.
Następnie udał się do domu, gdzie Janek i Dolo z wielką niecier-
pliwością oczekiwali jego powrotu.
Dolo zerwała się i podbiegła ku niemu.
 Czy wszystko poszło dobrze, Luteczku?
Przytulił ją do siebie i ponad jej głową spojrzał z powagą na
Janka, który zdawał się go pytać wzrokiem, jak się przedstawia
sytuacja. Janek domyślił się od razu, że zatarg z robotnikami nie
przybrał pomyślnego obrotu. Pan Ludwik zwrócił się do córki:
 Nie, Dolo, nie tak dobrze, jakbym tego pragnął. Ludzie zo-
stali tak mocno podburzeni, że niewiele można było u nich wskórać.
124
124
 Czy przyjąłeś ich warunki?
 Nie! Były zupełnie niemożliwe do przyjęcie. Odrzuciłem je
kategorycznie.
 A oni? Co powiedzieli na to?
 Przerwali pracę w kopalni. Strajkują! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •