[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wniosku, że zle pokierował tą sprawą. Ta kobieta zbyt go pociągała, co wpływało na jego
ocenę sytuacji.
R
L
T
Usłyszał cichy brzęk porcelany. Była to oznaka, że Isabelle jest w pokoju. Pewnie
przyniosła kawę. Miał teraz okazję, by ostatecznie wszystko wyjaśnić.
Zatrzymał się w drzwiach. Stała nad biurkiem, odwrócona do niego plecami, i
przeglądała jego papiery. Wyczuła jego obecność i nagle zesztywniała. Cristo poczuł
przypływ wściekłości.
- Czy szukasz czegoś specjalnego? - spytał.
Isabelle odwróciła się i obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Nie miał na sobie ko-
szuli, co wprawiło ją w jeszcze większe zmieszanie. Schwytał ją na gorącym uczynku, a
do tego był rozebrany do pasa i nie miał też butów na nogach.
Isabelle była przerażona. Czuła, że ten mężczyzna jest niebezpieczny. Zagraża jej.
- Przestraszyłeś mnie - wyrzuciła.
- Znalazłaś to, czego szukałaś? - spytał.
- Niczego nie szukałam. - Ta odpowiedz była zbyt szybka, zbyt nerwowa. Zwiad-
czyła o winie.
Podszedł do niej. Był bardzo blisko. Czuła zapach jego wody toaletowej, zauważy-
ła wyraz niedowierzania w jego ciemnych oczach, sceptyczne wygięcie warg. Zaczer-
wieniła się.
- Przyniosłam kawę - tłumaczyła przerywanym głosem. - Chciałam sprawdzić, czy
dostałeś jakieś nowe wiadomości. O swoim koniu.
- Kryzys minął.
- Wyzdrowieje?
- Mam nadzieję.
- Cieszę się - uśmiechnęła się słabo. - Byłeś tak bardzo przejęty. Ten koń ma dla
ciebie wielkie znaczenie.
- To prawda. Byłbym równie przejęty, gdyby chodziło o innego członka mojej ro-
dziny, człowieka czy konia.
- Rozumiem to.
- Naprawdę? - Cristo mówił przyciszonym głosem, ale jego oczy miały twardy wy-
raz. - Ile razy wchodziłaś dziś na górę, by mieć okazję do przeszukania mojego biurka?
R
L
T
- To nie było moim celem. - Isabelle postanowiła się bronić. - Nie było cię, więc
skorzystałam z okazji, żeby...
- Szpiegować?
- Szukać odpowiedzi - odparła.
Tego popołudnia wielokrotnie przynosiła mu kawę i jedzenie tylko dlatego, że
chciała mu pokazać, że ona też martwi się o jego konia i bardzo mu współczuje. To było
szczere, więc czuła się dotknięta jego słowami. Jednak teraz, kiedy nie było go w pokoju,
nie mogła się oprzeć pokusie, by sprawdzić, co może go łączyć z Harringtonem. Na
pewno nie szukała leżącego tam pisma z wielkim napisem na okładce Jesteś w ciąży.
- Nie krępuj się. Pytaj.
- Dlaczego tu przyjechałeś? - Isabelle wytrzymała jego twarde spojrzenie. - Czy
rzeczywiście miałeś jakieś interesy w Melbourne, czy wysłał cię tu Hugh Harrington?
- Rozumiem, że go znasz? - spytał zamiast odpowiedzi.
Tego już było za wiele. Isabelle chwyciła pismo z biurka i podniosła je do góry.
- Przyjechałeś tu na jego prośbę, by znalezć kobietę, która do niego telefonowała, a
on nie oddzwonił? Czy to są materiały pomocnicze? - krzyknęła.
- Musiałem mieć jakiś punkt odniesienia. - Wybuch Isabelle nie zrobił na nim naj-
mniejszego wrażenia. - Nie wiedziałem, jak wygląda kobieta w trzecim miesiącu ciąży.
- Co cię to mogło obchodzić? Ty nie jesteś ojcem.
- A czy jest nim Hugh Harrington?
- Sugerujesz, że nim nie jest? - Isabelle ściągnęła brwi.
- Zadałem ci proste pytanie, Isabelle. Czy Harrington jest ojcem twojego dziecka?
- Mojego dziecka? - Isabelle roześmiała się. - Myślisz, że to ja z nim spałam? %7łe ja
jestem w ciąży?
- Ty jesteś Isabelle Browne, prawda?
- Tak.
- Ale nie jesteś w ciąży.
- Nie jestem. - Isabelle gestem dłoni przerwała jego dalsze pytania. - Wytłumaczę
ci to. Moja siostra Francesca, Chessie, raz mnie zastępowała.
- Pełniąc obowiązki gospodyni?
R
L
T
- Mniej więcej tak to wyglądało. Wynajęto mnie tylko na weekend, żebym się zaję-
ła twoim przyjacielem w Portsea, letnim domu właścicieli firmy, których on dobrze znał.
Rozchorowałam się na grypę i Chessie mnie zastąpiła. Już przedtem pracowała dla naszej
firmy, ale została wykreślona z rejestru.
- Użyła twojego nazwiska?
Isabelle skinęła głową. W innym wypadku nigdy by się na to nie zgodziła, ale była
tak bardzo chora, że nie była w stanie myśleć rozsądnie.
- Tę ofertę złożono w ostatniej chwili, Chessie była wolna i przekonała mnie, że
nie powinnam z niej rezygnować.
- Ani z pieniędzy - zauważył suchym tonem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]