[ Pobierz całość w formacie PDF ]
reakcji po prostu oddaliła jakiekolwiek zażenowanie. Wyzwoliły się emocje,
trzymane dotąd w kleszczach samokontroli. Przejęły władzę nad zmysłami,
żądając całkowitego oddania. Odrabiała stracony czas, lata pustki i
rezygnacji.
- Tak, tańcz ze mną - mówiła jednym tchem. - Teraz, tutaj, gdzie tylko
zechcesz.
Chciała, by zerwał z niej ubranie, chciała kochać się z nim natychmiast
- na stole, na podłodze...
- Spokojnie - powiedział, chwytając ją za ramiona i odsuwając od
siebie. - Wszystko w swoim czasie, Koronko.
Bev spojrzała na niego zmieszana. Czy mówiła głośno? Czy naprawdę
powiedziała jedną z tych rzeczy, które kłębiły jej się w głowie?
55
RS
- Podłoga może być trochę niewygodna, ale jeśli nalegasz...
Jego głos był ochrypły z pożądania, oczy wyglądały jak dwa czarne,
obramowane srebrem jeziora. Nie spotkała dotąd nikogo, kto działałby na
nią z taką siłą. Poczuła w żołądku skurcz straszliwego podniecenia. Znów
straciłaby rozsądek, gdyby nie to, że ledwo uchwytny uśmiech pojawił się
na jego ustach. Może sądził, że to wszystko było śmieszne? Może śmiał się
z niej?
- Nie myślałam naprawdę o podłodze - powiedziała, odwracając oczy.
- Człowiek ma skłonności do nadużywania przenośni, szczególnie, gdy się
zapomni.
Ujął jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia mu prosto w oczy.
- Lubię; gdy się zapominasz.
Uśmiech znikł, usta mężczyzny były bardzo blisko warg Bev. Przez
jedną, ulotną sekundę zapragnęła, aby te piękne, zmysłowe usta dotknęły jej
znowu... Szybko odwróciła wzrok, zanim ta myśl zdążyła zagościć na dobre
w jej głowie. Na podłodze? Błagała prawie obcego faceta, by kochał się
z nią na kuchennej podłodze? Dwoje nagich ludzi na świeżo wypastowanym
linoleum? Cóż za absurd!
Absolutna pewność, że pragnęła Sama, ustąpiła miejsca rozsądkowi.
Wróciła trzezwość myśli. Nagły żar namiętności opadł gwałtownie,
pozostawiając ją drżącą na myśl o tym, co zrobiła, i coraz bardziej
zakłopotaną pytaniem, dlaczego to zrobiła. Patrzyła w niespokojne
niebieskie oczy i czuła, jak tonie znowu w odmętach pożądania. Prawie go
nie znała. Prawie nie znała siebie.
- Co my robimy? - powiedziała pośpiesznie. - Zaledwie wczoraj cię
poznałam!
56
RS
- Do diabła, wiedziałem, że tak będzie. - Uśmiech znowu pojawił się
na jego wargach. - Wiedziałem, że prędzej czy pózniej zaczniesz znowu
udawać, że jesteś porządna.
- Ale ja jestem porządna.
- Tak, ale nie za bardzo. Jest w tobie coś dzikiego i mnie się to podoba.
Pochylił się i dotknął ustami jej warg.
- Chciałaś tego, Koronko - wyszeptał. - Chciałaś, żeby to było
namiętne. I chciałaś zrobić to ze mną.
Poczuła, że napinają jej się wszystkie mięśnie. To, co powiedział, było
prawdą. Dobry Boże, nie mogła wprost uwierzyć, że pozwoliła sprawom tak
dalece wymknąć się spod kontroli. Nie kiwnęła nawet palcem, aby go
powstrzymać. Prawdopodobnie myślał, że go prowokuje.
Tak było wtedy"- powiedziała do siebie w myślach. - Teraz
jest inaczej". Straciła kontrolę pod wpływem żaru, jaki w niej rozniecił.
Mogło się to zdarzyć każdemu. Tyle tylko, że nigdy przedtem nie przytrafiło
się to jej, Bev Brewster. Nie błagała mężczyzn, aby kochali się z nią na
podłodze. Nawet nie spotykała się z nikim!
- Może byś się ruszył - powiedziała szorstko.
- Dlaczego?
%7łeby mogła z ło ż yć nogi ! Ciągle tkwił pomiędzy jej udami i
raptem poczuła, że nie może tego znieść.
- Chodzi o tę pozycję. Nie możemy tak rozmawiać.
- Kto tu chce rozmawiać? - Dotknął twarzy Bev, próbując kusić ją
znowu swoim ochrypłym głosem i błękitnymi oczami.
- Ja chcę! - Pchnęła go mocno w brzuch i gdy zatoczył się do tyłu,
zsunęła się z blatu i umknęła w bok. - Wybij sobie z głowy ten pomysł z
57
RS
płatną tancerką - powiedziała, stojąc po przeciwnej stronie stołu. - Masz o
mnie mylne zdanie.
- Nie sądzę. - Podszedł do niej, jego błękitne oczy miotały błyskawice.
Perspektywa zabawy w berka wokół kuchennego stołu wyraznie przypadła
mu do gustu.
- Stój tam, gdzie stałeś. - Musiała znalezć sposób, aby go zniechęcić. -
To nie w porządku. To... nie tak.
- Będziesz musiała znalezć lepszy powód.
- A więc dobrze, to... to wydaje mi się nieetyczne.
- Nieetyczne?
- Tak - kontynuowała, zdając sobie sprawę, że uderzyła w czułe
miejsce. - Tak! To jest nieetyczne! Reprezentujesz panią Greenaway, a ja jej
męża. Wynajęli nas, płacą nam pieniądze, a my tymczasem przyjeżdżamy
tu, całujemy się i tak dalej. Mamy sprzeczne interesy, nie widzisz tego? To
tak jak... przestawać z wrogiem!
Przyglądał się jej sceptycznie.
- Mówię poważnie, Sam. Zastanów się nad tym. Jeśli któreś z nich to
odkryje, mogą zawiadomić władze, zabronić nam wykonywania zawodu.
Złożył ramiona, zerkając spod opuszczonych brwi.
- Czy to nie ty powiedziałaś, że Greenawayowie nie potrzebują
detektywów?
- Tak, ale to tylko moje prywatne zdanie. Nie rozmawialiśmy z
naszymi klientami, a więc nadal ich reprezentujemy. - Odetchnęła głęboko,
wyprostowała się i wspaniałomyślnie wzięła winę na siebie. - Nie powinnam
była cię tu przywozić, Sam. To był poważny błąd. yle oceniłam sytuację i
muszę cię teraz poprosić, abyś wyszedł. Natychmiast.
58
RS
Pokręcił głową, a z jego przystojnej twarzy można było wyczytać:
Teraz nic już mnie nie zdziwi".
- Udowodniłaś, co chciałaś - przyznał. - Prawdę powiedziawszy,
wdarłaś się w moje serce jak cierń i nie oszukuj sama siebie, że kierowałaś
się etyką. Nawet jeśli masz rację co do Greenawayów, to nie oni są
powodem, dla którego chcesz, abym stąd wyszedł. Bev przyglądała mu się
długo.
- Zadzwonię po taksówkę - powiedziała w końcu.
- Nie rób sobie kłopotu. Zatrzymam jakąś na ulicy. Przeszła szybko
obok niego, nie pozwalając sobie na spojrzenie do tyłu. Doszła do drzwi
frontowych i otworzyła je. Chwilę pózniej kiwała mu już na pożegnanie,
czując niezmierną ulgę, że odszedł, nie opierając się dłużej.
- Nie sądzę, abyśmy zobaczyli się znowu - powiedziała, stojąc w
drzwiach. - Sprawy między nami są skończone.
Odwrócił się i roześmiał szeroko.
- Mów za siebie, dziecinko. - Jego jasnoniebieskie oczy patrzyły na nią
wyzywająco. Była pewna, iż obiecują jej, że gdy tylko uporządkuje sprawy z
klientem, wróci po coś więcej.
Harve próbował jednocześnie tłumić śmiech i pić wodę przez słomkę,
co spowodowało, że w szklance wybuchł gejzer bąbelków. Odstawił ją, jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]